W poprzednim rozdziale...
Uśmiechnięta udałam się w stronę lasu, do łazienki miałam za daleko, poza tym, wcale mi się nie chciało. Po prostu musiałam odpocząć.
Usiadłam przy jakimś drzewie, cały czas miałam wrażenie że nie jestem tu sama. Ktoś mnie śledził. Nagle poczułam ostry ból z tyłu głowy. Wszystko przed oczami się rozmazało... Nastała ciemność.
Obudziłam się po jakimś czasie z ostrym bólem z tyłu głowy. Jednak nie mogłam otworzyć oczu... Jakaś opaska?
Czułam, że ktoś mnie niósł... Chociaż to chyba nie było dobre określenie. Co prawda ktoś niósł mnie, ale nie biegliśmy... Miałam wrażenie że unoszę się w powietrzu na czyiś rękach.
Nie szarpałam się, nie próbowałam się uwolnić. Dalej udawałam, że zemdlałam. Byłam zwyczajnie ciekawa, co się ze mną stanie. Osoba, będąca ewidentnie odpowiedzialna za mój ból głowy, to mężczyzna. Charakterystyczne duże dłonie i ciężki oddech, mimo to, ledwo słyszalny.
- Widzę że się obudziłaś. - jego głos był taki... Przede wszystkim obcy. Ale taki... No inny, słów brakuje na określenie takiego głosu! Jednak nie zamierzałam odpowiadać. Nie wiem dlaczego byłam nieziemsko spokojna. Ciekawe dlaczego?
Ból głowy nadal nie ustępował, a my nadal się przemieszczaliśmy. W końcu, po dość długim czasie, nadal w lesie. Odłożył mnie, opierając plecami o drzewo. Dopiero teraz poczułam, że mam związane ręce! Super, ciekawe co teraz będzie...
Położył coś na ziemi, potem coś potarł o siebie i rozbłysło światło, które z łatwością przebijało się przez moje opaski, które zaraz ściągnął. W końcu mogłam cokolwiek zobaczyć. Byliśmy w lesie, prawie całkiem ciemno. Ten facet był ubrany cały na czarno z kominiarką na głowie, spod której widniały duże, niebieskie oczy, które teraz wlepił w moje, dwukolorowe. Pokręcił głową, wstał, dołożył drewna do ogniska i usiadł obok mnie opierając się o sąsiednie drzewo.
- Nie uciekasz? - Zapytał.
- Dokąd? Nawet nie wiem gdzie jestem... - w moim głosie nie było ani grama strachu.
- Również nie robisz nic, żeby się tego dowiedzieć - stwierdził, jakby zawiedziony, że nie jestem ciekawa swojego położenia.
- To może mi powiesz? - szczerze? Nie liczyłam, że odpowie.
- Niestety nie mogę ci tego powiedzieć - właśnie. - Jedyne co mogę powiedzieć, to to, że jesteś bezpieczna.
- To znaczy, że dotychczas byłam w... Niebezpieczeństwie?
- Można tak to ująć... Jesteś cała? Nic cię nie boli? - Zapytał pełnym troski głosem.
- Nie poza tym, że dostałam od ciebie czymś w głowę!
- Nie ode mnie - odpowiedział twardo.
- W takim razie od kogo? - zapytałam widząc że sam mi nie powie.
- Nie mam pojęcia, ale gdyby nie ja, mogło by ci się przydarzyć coś o wiele gorszego. - W jego głosie, można było wyczuć smutek.
- Czyli... Powinnam ci dziękować?
- Jeszcze nie czas na podziękowania - Wedle życzenia!
- To... Co teraz ze mną będzie?
- Zobaczymy jutro, jak nie uciekniesz to zobaczymy. Odradzam ucieczki bez żadnej broni, samotnie po lesie. - Jego wyraz twarzy był taki, jakby rozmawiał z dzieckiem o tym, że w lesie straszy. Dlaczego miałabym uciekać? W którą stronę? Jak daleko do obozu? [...] Chociaż mając nawet te informacje, nie uciekłabym. Po prostu byłam ciekawa co będzie dalej. Przecież raczej mnie tu nie zostawi, jak mnie uratował... Nawet nie wiem przed kim.
Widoczność była coraz bardziej ograniczona z powodu coraz bardziej, zbliżającej się nocy. Telefon rozładowany... Co teraz?
- Wiesz co ci się stało w oko? - zapytał ciekawsko
- Nie... - mówiąc to, podniosłam opaskę z ziemi i nałożyłam na oko. Mężczyzna wstał i pochylił się nade mną. Nic nie mówiąc czekałam na jego ruch. Popatrzył na moje włosy i twarz.
- Masz - Powiedział wyciągając rękę z kocem. Tylko popatrzyłam na niego pytająco - Nie będziesz raczej spała na ziemi?
- A ty? - zapytałam, bo nie chciałam przyjąć koca.
- Nie zamierzam spać, jest tu zbyt niebezpiecznie - Acha, dzięki, teraz już w ogóle nie zasnę!!!
Udało mi się wytrzymać jakieś dwadzieścia minut, ale sen okazał się silniejszy. Nie zważając na tamtego chłopaka poszłam spać.
I koszmar... Złapmy kartkę, ciekawe co dzisiaj ciekawego będzie.
Mamy kolejny! ^^ Trochę długo to trwało i nie wyszedł najdłuższy, ale wena mnie opuściła :/
Cóż, do kolejnego razu! Dzia~!
Czułam, że ktoś mnie niósł... Chociaż to chyba nie było dobre określenie. Co prawda ktoś niósł mnie, ale nie biegliśmy... Miałam wrażenie że unoszę się w powietrzu na czyiś rękach.
Nie szarpałam się, nie próbowałam się uwolnić. Dalej udawałam, że zemdlałam. Byłam zwyczajnie ciekawa, co się ze mną stanie. Osoba, będąca ewidentnie odpowiedzialna za mój ból głowy, to mężczyzna. Charakterystyczne duże dłonie i ciężki oddech, mimo to, ledwo słyszalny.
- Widzę że się obudziłaś. - jego głos był taki... Przede wszystkim obcy. Ale taki... No inny, słów brakuje na określenie takiego głosu! Jednak nie zamierzałam odpowiadać. Nie wiem dlaczego byłam nieziemsko spokojna. Ciekawe dlaczego?
Ból głowy nadal nie ustępował, a my nadal się przemieszczaliśmy. W końcu, po dość długim czasie, nadal w lesie. Odłożył mnie, opierając plecami o drzewo. Dopiero teraz poczułam, że mam związane ręce! Super, ciekawe co teraz będzie...
Położył coś na ziemi, potem coś potarł o siebie i rozbłysło światło, które z łatwością przebijało się przez moje opaski, które zaraz ściągnął. W końcu mogłam cokolwiek zobaczyć. Byliśmy w lesie, prawie całkiem ciemno. Ten facet był ubrany cały na czarno z kominiarką na głowie, spod której widniały duże, niebieskie oczy, które teraz wlepił w moje, dwukolorowe. Pokręcił głową, wstał, dołożył drewna do ogniska i usiadł obok mnie opierając się o sąsiednie drzewo.
- Nie uciekasz? - Zapytał.
- Dokąd? Nawet nie wiem gdzie jestem... - w moim głosie nie było ani grama strachu.
- Również nie robisz nic, żeby się tego dowiedzieć - stwierdził, jakby zawiedziony, że nie jestem ciekawa swojego położenia.
- To może mi powiesz? - szczerze? Nie liczyłam, że odpowie.
- Niestety nie mogę ci tego powiedzieć - właśnie. - Jedyne co mogę powiedzieć, to to, że jesteś bezpieczna.
- To znaczy, że dotychczas byłam w... Niebezpieczeństwie?
- Można tak to ująć... Jesteś cała? Nic cię nie boli? - Zapytał pełnym troski głosem.
- Nie poza tym, że dostałam od ciebie czymś w głowę!
- Nie ode mnie - odpowiedział twardo.
- W takim razie od kogo? - zapytałam widząc że sam mi nie powie.
- Nie mam pojęcia, ale gdyby nie ja, mogło by ci się przydarzyć coś o wiele gorszego. - W jego głosie, można było wyczuć smutek.
- Czyli... Powinnam ci dziękować?
- Jeszcze nie czas na podziękowania - Wedle życzenia!
- To... Co teraz ze mną będzie?
- Zobaczymy jutro, jak nie uciekniesz to zobaczymy. Odradzam ucieczki bez żadnej broni, samotnie po lesie. - Jego wyraz twarzy był taki, jakby rozmawiał z dzieckiem o tym, że w lesie straszy. Dlaczego miałabym uciekać? W którą stronę? Jak daleko do obozu? [...] Chociaż mając nawet te informacje, nie uciekłabym. Po prostu byłam ciekawa co będzie dalej. Przecież raczej mnie tu nie zostawi, jak mnie uratował... Nawet nie wiem przed kim.
Widoczność była coraz bardziej ograniczona z powodu coraz bardziej, zbliżającej się nocy. Telefon rozładowany... Co teraz?
- Wiesz co ci się stało w oko? - zapytał ciekawsko
- Nie... - mówiąc to, podniosłam opaskę z ziemi i nałożyłam na oko. Mężczyzna wstał i pochylił się nade mną. Nic nie mówiąc czekałam na jego ruch. Popatrzył na moje włosy i twarz.
- Masz - Powiedział wyciągając rękę z kocem. Tylko popatrzyłam na niego pytająco - Nie będziesz raczej spała na ziemi?
- A ty? - zapytałam, bo nie chciałam przyjąć koca.
- Nie zamierzam spać, jest tu zbyt niebezpiecznie - Acha, dzięki, teraz już w ogóle nie zasnę!!!
Udało mi się wytrzymać jakieś dwadzieścia minut, ale sen okazał się silniejszy. Nie zważając na tamtego chłopaka poszłam spać.
I koszmar... Złapmy kartkę, ciekawe co dzisiaj ciekawego będzie.
Była jedna dziewczynka, inna od wszystkich...
Odizolowana od reszty świata...
I jej bliźniacza dusza,
Która ją zaakceptowała...
Razem potajemnie żyły,
Z dala od skłóconej rodziny...
I wszystko znika... Jak zawsze...
~Podobało się? Komentuj!~
Mamy kolejny! ^^ Trochę długo to trwało i nie wyszedł najdłuższy, ale wena mnie opuściła :/
Cóż, do kolejnego razu! Dzia~!