W poprzednim rozdziale...
Uśmiechnął się. Poczułam jak mnie obejmuje. Było tak przyjemnie... Ciepło jego ciała było ukajające. Włosy wpadały lekko na niego, informując mnie, że płyniemy w dół. Odwzajemniłam uśmiech. Drań wrzucił mnie do lodowatej wody z zaskoczenia, bez pytania mnie o zdanie! Szósty plus dla niego.
Słońce nadal przyjemnie grzało nad nami. Chyba właśnie miało południe. Chłodny i delikatny wiaterek sprawiał, że dało się wytrzymać upał. Cały las obudził się ze snu i żył jak natura kazała.
A my? Delektowaliśmy się letnią porą, leżąc na trawie cali przemoczeni w niedalekim odstępie. Dało się słyszeć szum drzew, nasze oddechy i odgłosy tutejszych zwierząt.
- Dlaczego wrzuciłeś nas do wody? - Przez mój umysł przeleciała myśl, że normalna dziewczyna powinna dać w twarz osobie winnej. Ja jakoś nie miałam mu tego za złe...
- Nie wiem... Myślałem, że to nas rozbudzi do dalszego działania, ale teraz... Jestem jeszcze bardziej śpiący... - Na jego twarz wstąpił delikatny uśmiech. Wiatr zwiewał włosy z jego czoła pozwalając by wesoło tańczyły w powietrzu.
- Więc...?
- Co?
- Należą mi się przeprosiny. - Mój głos wypełniała duma i pewność siebie.
- Hmmm... - Obrócił głowę by patrzeć w moje oczy - Niestety, nie zasłużyłaś. Przykro mi. - Tym razem ukazał mi swoje uzębienie z zamkniętymi oczami.
- Dżentelmenem to ty raczej nie jesteś. - zażartowałam.
- Nie, nie jestem. - Mówiąc to, wstał i podał mi rękę bym i ja mogła wstać. Skorzystałam z pomocy i przy okazji potraktowałam to jako "przepraszam".
- Więc, może w końcu mi powiesz po co tu jesteśmy i co dalej zamierzasz robić?
- Jesteśmy tu, bo mam cię obserwować. Co dalej? Dalej będę cię obserwował...
- Emm... Więc porwałeś mnie tylko po to, żeby sobie mnie poobserwować? - Jego tekst brzmiał rodem z jakiegoś taniego filmu o pedofilach. Jednak gdzieś w głębi mnie, czułam, a raczej miałam nadzieję, że to jakiś żart. Na dodatek mało śmieszny.
- Tak. - Nie żartował. Jego poker face mówił sam za siebie. Nie, nie nie! Ktoś taki jak on nie może być pedofilem! Proszę, żeby to nie była prawda...!
- Jesteś pedofilem? - Wymsknęło mi się. Dopiero po chwili dotarło do mnie co powiedziałam. No nie, co ja zrobiłam?! Zapytać obcego faceta czy jest pedofilem... Geniusz level hard...
Na szczęście nie ogarnął, że pytałam szczerze i odebrał to jako żart, wybuchając głośnym śmiechem.
Ulżyło mi.
- Nie, no co ty. Po prostu muszę mieć oko na ciebie i twoje zachowanie.
- A dlaczego?
- Słuchaj, nie mogę ci powiedzieć za dużo, ponieważ tak uznały osoby z góry. Mówiły, że sama masz TO odkryć, a ja mam dopilnować, by nic ci się nie stało do tego czasu. Jeśli TEGO nie odkryjesz, będzie dla nas wszystkich lepiej - Dawał nacisk na słowa które miały określać to... COŚ...
- Powiedzmy, że coś tam rozumiem... Chociaż domyślam się, że prędko nie dowiem się kim są osoby "z góry", prawda?
Pokiwał głową.
- Jak i pewnie czym jest to "coś" co mam w sobie odkryć?
Znów pokiwał głową.
- Sądzisz, że prędko to coś odkryje?
- W sumie, może minąć nawet rok. Ale myślę, że nie nastąpi to wcześniej od następnej wiosny.
- Czyli dajesz mi prawie cały rok... Pomyślałeś co będziemy przez ten czas robić? - Chyba trafiłam w sedno. Nie pomyślał o tym.
- Tu mnie masz. Nie pomyślałem - Zmierzwił włosy z głupim uśmieszkiem na ustach.
- Nie wpadłeś na to, że ja jestem podczas wycieczki szkolnej? Za którą na dodatek zapłaciłam, a ona dalej trwa?
- No i? Wybacz ale cię nie puszczę. Mam obowiązki - No, trochę go rozmawiałam. Cisza jaka nastała była bardzo wymowna. Nadal patrzyliśmy sobie w oczy. Starałam się cokolwiek z nich odczytać, poznać jakieś jego emocje, czy chociażby to jakim naprawdę człowiekiem jest. Niestety, przez dwa niecałe dni nie da się ocenić czy człowiek jest dobry czy zły, egoistyczny czy uprzejmy, chamski czy pogodny, wredny czy miły, mądry czy głupi. Każda cecha miała jakieś poparcie w zachowaniu...
- Słuchaj, a nie mógłbyś... - Bałam się,
czy będę tego żałować. - Po prostu iść ze mną do obozu i udawać, że jesteś stąd
i nam towarzyszysz?
- Czyli zapraszasz mnie na swoją
wycieczkę?
- Tak jakby... - Może nie brzmiało to jak
zaproszenie, ale nie miałam zamiaru dalej żyć przez rok w lesie... - Z której
strony nie spojrzysz, za wycieczkę zapłaciłam, na niej mam osoby które się na
pewno martwią o mnie, bo nie wróciłam na noc, pewnie wysłali kogoś by mnie
szukać... Opiekuni jednak się przejmują tym, że nagle jedna z ich podopiecznych
zniknęła bez śladu.
- Rozumiem... - Przybrał zamyśloną minę. W
każdym razie nawet jakby nie przystał na moją propozycję, uciekłabym. Co z
tego, że nie wiedziałabym dokąt iść. Zawsze jest jakaś szansa, że akurat znajdę
obóz. Lepsze to od ciągłego życia w lesie.
Ale gdyby się zgodził to... Byłoby
ciekawie! Tylko trzeba by zmienić trochę jego wygląd i... Będzie pasował do
reszty.
- Nawet jeśli bym się zgodził na twoją
propozycję, jak wytłumaczyć to, że nagle znikasz na noc, potem wracasz z jakimś
obcym facetem? - Film o pedofilach, właśnie znalazł punkt kulminacyjny.
Rzeczywiście, byłoby to dziwne.
Moje myśli zaczęły wypełniać pomysły jak
można by to logicznie wytłumaczyć.
- Może... - Widać jego umysł był szybszy -
nie, jednak nie... A tak swoją drogą, jak znalazłaś się na skraju lasu?
- Emm... No powiedzmy, że... Było
urządzane coś na wzór szkolnego wf'u. Zmęczyłam się i poszłam odpocząć, pod
pretekstem... Potrzeby pójścia do toalety... - Zaśmiał się.
- Ach, rozumiem - nadal się śmiał - Więc,
powiedzmy, że... Poszłaś odpocząć, znalazłaś mnie rannego i opiekowałaś się mną
bo krwawiłem i kulałem na jedną nogę. Macie tam jakiś... Punkt medyczny?
- Tak, mamy.
- Więc sprawa załatwiona. Idziemy?
- Nie. Twój plan jest dobry, ale jednak
nie wiem jak szybki miałbyś metabolizm, twoje "rany" nie zniknęłyby w
ciągu jednej nocy.
- Fakt. - Nie należał on do... Bardziej
rozgarniętych osób, ale to szczegół.
Rozejrzał się chwilę po okolicy. Sięgnął
po swój scyzoryk i podał mi rękę bym go wzięła.
- Po co mi on? - zapytałam, jednak
domyślałam się co tak naprawdę planuje.
- Rany same z siebie się nie pojawią. Ze
skręceniem kostki będzie łatwiej, ale ciężko będzie sobie samemu zadać rany,
więc... Mogłabyś?
- Zwariowałeś?! Mam cię specjalnie
okaleczać?!
- Przecież sama mówiłaś...
- Mówiłam co mówiłam! Nie mam zamiaru ci nic zrobić!
- Wiedziałem. - Schował scyzoryk do
kieszeni spodni i popatrzył w niebo. Oboje milczeliśmy. Pomyślałam, że trzeba
wymyślić co innego.
- Idziemy. - Wydusiłam z siebie. Nie
słyszałam sprzeciwów i pozwoliłam objąć prowadzenie Emilowi. Pomyślałam, że coś
się po drodze wymyśli.
Dotarliśmy do celu w późne popołudnie. Z
daleka dało się zobaczyć zbiórkę poobiednią, która miała na celu przedstawienie
dalszego planu dnia. Gdzieś tam doszukałam się mojej grupy. Nadia stała
przygnębiona obok równie smutnego Bona. Gdzieś tam z boku stał Max, bez
większych emocji. W duchu ucieszyłam się, że go widzę. Ale jako, że widziałam
jego, musiałam też dopatrzeć się tego blond zwierzęcia, wabiącego się Samanta.
Przystanęłam na chwilę.
- Coś się stało? - zapytał.
- Nie nic. Chodźmy. - Odpowiedziałam
wychodząc z lasu. Emil złapał mnie za ramię które uchwyciłam, drugą ręką łapiąc
go z boku w pasie. Ten zaczął udawać, że kuleje na lewą nogę. Na początku nie zwróciliśmy
na siebie większej uwagi, ale gdy Emil nadepnął na jakąś gałąź, z łatwością ją
łamiąc, parę osób odwróciło się w naszym kierunku.
- Aadriannna!!! - Zaczęła wołać Nadia pełna
szczęścia. Bez opamiętania rzuciła mi się w ramiona, nie zważając na to, że
obok mnie jest obcy dla niej typ. W jej ślady poszedł też Bon również mnie przytulając.
Max gdzieś zniknął zostawiając Samantę.
- Nadia...
- Kto to? - zapytała się odrywając z
uścisku.
- To jest Emil...
- Dlaczego zniknęłaś na całą noc?!
Martwiłam się... - Przerwała nie pozwalając na dalsze przedstawianie mojego
towarzysza.
- Znalazłam go rannego w lesie... Przecież
nie mogłam go tak zostawić - Uśmiechnęłam się, starając ukryć kłamstwo.
- Hej, Jestem Nadia a ty? - zwróciła się
do Emila wyciągając dłoń.
- Emil jestem. Miło poznać - Uścisnął dłoń
mojej przyjaciółki.
Jednak nasze pogaduszki zostały przerwane
przez pana Phelesa, zainteresowanego małym zebraniem.
- Hola! Co to za zebranie?!
- Dyrektorze! Adrianna wróciła! -
Obwieściła Nadia na cały głos. Dyrektor zmierzył nas wzrokiem, tak, jakby nie
wierzył w to co widzi.
- A zatem Adrianno... Przedstawisz nam
swojego kolegę?
Tak oto prawie wszyscy dowiedzieli się o
tym, co działo się zeszłej nocy. Brakowało tylko Maxa. O dziwo Samanta
słuchała, nie zniknęła razem z nim. Dziwne...
Z okazji tego, że mieliśmy
"rannego" nasze zajęcia zostały na chwilę wstrzymane, a Pheles kazał
nam iść do swoich namiotów. Nadia zachwycona moim powrotem nie mogła się
pohamować, od zalania mnie wodospadem pytań. Na każde z nich cierpliwie
odpowiedziałam, chociaż bolało mnie to, że w większości musiałam kłamać.
Oczywiście nie obyło się od pytania, na temat mojego koloru oczu.
Odpowiedziałam, że nawet nie zauważyłam jak zmieniły kolor na zielony.
Uwierzyła.
Po chwili dołączył do nas Bon z Emilem i
Samantą. Podobno musieli chwilę porozmawiać, ale nie chcieli nam zdradzić o
czym. Dalej nie było śladu po zgubie o imieniu Max.
- Bon... Nie wiesz gdzie Max? - zapytałam
- Emm... - zaczerwienił się. Widocznie
szykował się by skłamać - On... Poszedł... Pogadać z lekarzem! Wspominał, że
źle się czuje! - Popatrzyliśmy na Sam, a ta skinęła głową na potwierdzenie.
Widocznie nie chcieli powiedzieć prawdy.
Ale jednak po jakimś czasie zjawił się Max
we własnej osobie, w naszym namiocie. Prześledził nas wzrokiem i zatrzymał się
na Emilu. Popatrzył na niego z przerażeniem w oczach.
- Co on tu robi?! Skąd się tu wziąłeś?! -
Nie było to zwykłe przerażenie na widok obcej osoby. Wyglądał jakby miał zaraz
rzucić się Emilowi do gardła, co z pewnością doprowadziłoby do niemałej bójki.
- Emm...? - zapytał zdziwiony Emil.
- Nie udawaj niewiniątka! Dobrze wiesz
kim jestem! Myślisz, że ot tak możesz sobie wrócić?! - Max był coraz bardziej rozwścieczony.
- Ale o czym ty mówisz?! - Rzuciła moja
przyjaciółka do Maxa. Nadia wstała powstrzymując obu od bójki. W jej ślady
poszedł Bon, starając się przytrzymać przyjaciela. Max posłał swoje spojrzenie
na mnie i znowu na swojego chyba wroga.
- Więc teraz Ada co?! Nie myśl, że tak
łatwo ci pójdzie! Nie, nie! WYNOŚ SIĘ STĄD!!! - Wrzeszczał już Max. Nie wiedząc
co się dzieje gestem ręki wyprosiłam stąd Emila, zapewniając, że zaraz do niego
przyjdę.
- Max, co w ciebie wstąpiło?! - Zrobiła
się niezła awantura, nawet Bon zaczął krzyczeć - Nie możesz ot tak sobie
krzyczeć z chęcią mordu na każdą nowo poznaną osobę! Ogarnij się! - Max trochę
się uspokoił po tym, jak Emil opuścił namiot. Usiadł na rogu kanadyjki.
- Jaką tam "nowo poznaną
osobę"... Znamy się. - Na naszych oczach malowało się zdziwienie. Znali
się? Ale skąd, jak, kiedy?
- Znacie się? - zapytała cicho Nadia.
- Tak, chodziliśmy razem do podstawówki...
- zaczął smętnie. - Jak wiecie, do gimnazjum dołączyłem do was, wraz z Adrianną
i Samantą. Przedtem Emil był moim kumplem. Trzymaliśmy się razem. Aż zaczął
chodzić z Sam.
- Chodziłaś z nim? Znaczy... Byliście
parą? - zapytał Bon Samantę.
- Tak byli ze sobą - Dokończył Max - Wtedy
z Emilem zaczęło dziać się coś dziwnego... Opuszczał coraz więcej zajęć, zaczął
pyskować do nauczycieli. Wzorowy uczeń zszedł na złą drogę. Potem dowiedziałem
się, że... dołączył do jakiegoś gangu który składał się głównie z Licealistów i
Studentów... z tego co mi wiadomo zajmowali się hazardem i niestety
narkotykami... - Coś we mnie pękło. Nagle się okazało, że osoba którą zdążyłam
polubić... ma jakiś związek z narkotykami... Kompletnie nie wyglądał na taką
osobę! - Wtedy popadł w nałóg, próbował wciągnąć w to Samantę, przez co ta
miała kłopoty... Tamtejsi ludzie zaczęli jej grozić, szantażowali ją... Nie mogłem tego znieść. Świadomie rozwaliłem ten związek i razem uciekliśmy od
niego. Szczęście było po naszej stronie i przeprowadziliśmy się.
- Jak? Tak razem w jednym czasie? Przecież
wtedy jeszcze nie byliście razem... - Wtrąciła Nadia.
- My? Samanta to moja kuzynka! - Kolejny
szok, dzisiejszego dnia. Okazało się, że Sam nie była z Maxem... przecież to
rodzina... Ale to nie tłumaczy, dlaczego się tak do niego kleiła - Moi rodzice
adoptowali Sam kiedy była mała... Nie będę zdradzać szczegółów, bo to mało
istotne. W każdym razie Emil brał narkotyki, uzależnił się i naraził poważnie
Samantę na niebezpieczeństwo. Od tamtej pory przyrzekłem sobie, że będę ją
chronił. Jak i każdego, kto ma jakikolwiek związek z tym debilem! - Dyskretnie spojrzał na mnie.
- Właśnie w tym gangu zrobili mi tatuaż
pod przymusem - Samanta odwróciła się i pokazała nam swoją prawą łopatkę.
Widniał na niej czarny wąż który jadł własny ogon.
Nie mogłam uwierzyć w to wszystko. Jak
ktoś taki miły, przystojny mógł brać dopalacze?! Alkohol jestem w stanie
zdzierżyć, ale nigdy, nigdy nie zaakceptuję papierosów ani narkotyków!
Jak można samemu, z własnej nie
przymuszonej woli sięgać po coś, co zagraża naszemu zdrowiu? Głupota.
Wybiegłam z namiotu w poszukiwaniu Emila.
Nigdzie go nie było. Sprawdziłam nasz punkt medyczny, ale powiedziano mi, że od
dłuższego czasu nikt go nie widział.
Uciekł? Myślałam, że ma mnie pilnować...
- Chodź przeziębisz się - Usłyszałam męski
głos za sobą. Z nadzieją odwróciłam się i myślałam, że przede mną stanie Emil.
Niestety myliłam się.
- Max? - W oczach zebrały mi się łzy - Czy
to prawda? To co mówiłeś o Emilu?
Nastała cisza. Widząc moje łzy przytulił
mnie. Nie opierałam się.
- Niestety... - Zaczęłam się zastanawiać
dlaczego tak zareagowałam. Przecież znałam go niecałe dwa dni, a ja przez niego
teraz płaczę, w ramionach osoby która by mnie nie okłamała i darzyłam ją głębszym uczuciem niż tego... przestępcę.
Odtrąciłam go delikatnie. Otarłam łzy i
uśmiechnęłam się.
- Nie ma go... - Stwierdziłam.
- Miejmy nadzieję, że szybko się nie
pojawi. - Położył swoją dłoń na mojej głowie i poczochrał moje włosy,
doprowadzając nas do śmiechu. Wróciliśmy do namiotu, gdzie czekały osoby ważne
w moim życiu. Bałam się, że przeze mnie mogło by się to zmienić.
Późnym wieczorem zakończyła się zabawa w
podchody. Niestety moja drużyna przegrała, ale mieliśmy niezłą zabawę. Zadania
były wyszukane, ciekawe i przede wszystkim oryginalne. Pasowały do każdego.
Większość ujawniała lęki, co tylko prowadziło wszystkich do śmiechu.
Zmęczeni wzięliśmy prysznice i ułożyliśmy
się do kanadyjek. Po mojej prawej smacznie spała Nadia. Miałyśmy tyle dobrze
że nasze głowy były przy "ścianie" namiotu w głębszym rogu. Po lewej
do snu układała się Samanta. Zazdrościłam Nadii. Miała łóżko w rogu, na dodatek
nie spała obok blond zwierza.
Chłopacy mieścili się naprzeciwko nas, w
odstępie między kanadyjkami, wielkości krawężnika. Bliżej wejścia umieściliśmy
półki na nasze najpotrzebniejsze rzeczy, a przy samych "ścianach"
wejścia były nasze ubrania. Ustawienie takie, dało nam całkiem sporo miejsca na
samym środku.
W końcu trzeba iść spać... Szybko mi nawet
poszło.
Jej! Znowu ten sen! Ciekawe co się stanie
jak nie złapię żadnej kartki, poczekajmy [...]
Lecą i lecą. Chyba nie skończy się dopóki
jakiejś nie złapię... Dobra, zobaczmy co tym razem nam się trafi... Acha i
muszę jutro wszystkie zapisać... Ciekawe czy jakieś będą się powtarzać...
Gdy ta,
tonęła w żalu,
Nie było
nikogo,
kto poda
dłoń i wstać pomoże...
Smutek
pogłębiał się bez ustanku,
osiągając
apogeum...
Coś w
niej pękło,
Nie dała
rady, skoczyła...
Obudziłam się gwałtownie z ciężkim oddechem.
Wszyscy spali.
- Koszmar? - usłyszałam głos obok siebie.
Serce stanęło mi w gardle.
- Sam! Nie strasz mnie tak! - szepnęłam by
nikogo nie obudzić.
- Przepraszam, nie chciałam...
Nastała chwila ciszy. Tylko moje głębokie
oddechy ją zagłuszały.
- Musimy porozmawiać...
- O czym?
- O Maxie - Na start zniechęciła mnie do
rozmowy. Jakoś nie lubiłam o nim rozmawiać. Bałam się tego momentu w którym
nastanie pytanie czy go lubię. Zwłaszcza, że mam o tym rozmawiać z osobą której
nie znoszę!
- O czym konkretnie?
- My naprawdę wyglądaliśmy jak para? -
Ulżyło mi. Temat nie zapowiadał, że zejdziemy na moje uczucia do niego.
- Można tak powiedzieć... Przez ciebie
trochę...
- Co zrobiłam źle?
- Nic źle nie zrobiłaś! Po prostu no...
Ermm... - Nie wiedziałam jak to ubrać w słowa...
- Wal prosto z mostu!
- Po prostu się za bardzo do niego
kleiłaś... Przytulasy, buziaki... Rozumiesz chyba naszą reakcję nie?
- Trochę rozumiem... Ale wiesz... Moi
rodzice rozwiedli się jak miałam dziesięć lat. Mój ojciec był alkoholikiem,
kilka razy musiała ingerować policja. Matka zawsze go broniła, mimo to, że
przychodził do domu pijany, bił mnie i mamę... Nie mogła się pogodzić z tym, że
jej mąż jest uzależniony. Mieli go zamknąć w więzieniu, kiedy mama jakoś go
wybroniła. Nie wiem dlaczego wtedy ją uderzył i bez słowa wybiegł z domu...
Tego samego dnia zginął w wypadku samochodowym.
Po
śmierci ojca, mama zaczęła ciężej pracować... Ledwo starczyło na nasze
utrzymanie a ona jeszcze część pieniędzy oddała dla biednych... Zawsze trzymała
się myśli "Lepiej jest zostać zranionym, niż ranić" Miesiąc po
śmierci ojca, sama zmarła z przepracowania. Wtedy przygarnęli mnie rodzice Maxa.
Zaczęłam ich traktować jak prawdziwą rodzinę, a Maxa lubiłam najbardziej.
Zawsze spędzaliśmy razem czas. Później w gimnazjum poznał Bona... Dalej już
chyba znasz historię...
- Tak... Ale dlaczego mi to mówisz? - Nie
spodziewałam się, co przechodziła. Zrobiło mi się jej żal, ale nadal coś mnie
od niej odpychało.
- Mam dość tego, że mnie nie znosisz! Chcę
zakopać topór wojenny, Ada! Nie możemy się wiecznie kłócić! Jesteśmy już
dorosłe, za rok osiemnastka. Nie bawmy się jak małe dzieci... - Nie wiedziałam
co powiedzieć; mówiła szczerze. Nie lubiłam ją przez to, że ciągle
przystawiała się do Maxa. Chyba nie powinnam być na nią obrażona, skoro są
rodziną?
- Masz rację... Zgoda? - wyciągnęłam do
niej dłoń z uśmiechem
- Jasne! - Odwzajemniła uścisk.
Z tą
dobrą myślą ponownie zasnęłam. Ciekawe ile gadałyśmy? Straciłam rachubę. Nawet
nie wiedziałam o której się wybudziłam... I jeszcze ta kartka ze snu... tak... muszę je zacząć zapisywać...
Zyskałam przyjaciółkę? W sumie zawsze
byłyśmy w jednej paczce, ale ona była w niej tylko ze względu na Maxa. A teraz
wiadomość, że są rodziną! Dlaczego nikt wcześniej nie zwrócił na to uwagi? Nie
rozumiem...
~Podobało się? Komentuj!~
Przepraszam za tak długą przerwę! Całe ferie mnie nie było ;-; Ale było to spowodowane tym, że nie miałam kiedy pisać... Ogółem rozdział lekko przedłużyłam w ramach rekompensaty ;p
Cóż, do poczytania!