2 lutego 2015

Rozdział #7 Spotkanie

W poprzednim rozdziale...

Uśmiechnął się. Poczułam jak mnie obejmuje. Było tak przyjemnie... Ciepło jego ciała było ukajające. Włosy wpadały lekko na niego, informując mnie, że płyniemy w dół. Odwzajemniłam uśmiech. Drań wrzucił mnie do lodowatej wody z zaskoczenia, bez pytania mnie o zdanie! Szósty plus dla niego.


     Słońce nadal przyjemnie grzało nad nami. Chyba właśnie miało południe. Chłodny i delikatny wiaterek sprawiał, że dało się wytrzymać upał. Cały las obudził się ze snu i żył jak natura kazała.
     A my? Delektowaliśmy się letnią porą, leżąc na trawie cali przemoczeni w niedalekim odstępie. Dało się słyszeć szum drzew, nasze oddechy i odgłosy tutejszych zwierząt.
     - Dlaczego wrzuciłeś nas do wody? - Przez mój umysł przeleciała myśl, że normalna dziewczyna powinna dać w twarz osobie winnej. Ja jakoś nie miałam mu tego za złe...
     - Nie wiem... Myślałem, że to nas rozbudzi do dalszego działania, ale teraz... Jestem jeszcze bardziej śpiący... - Na jego twarz wstąpił delikatny uśmiech. Wiatr zwiewał włosy z jego czoła pozwalając by wesoło tańczyły w powietrzu.
     - Więc...?
     - Co?
     - Należą mi się przeprosiny. - Mój głos wypełniała duma i pewność siebie.
     - Hmmm... - Obrócił głowę by patrzeć w moje oczy - Niestety, nie zasłużyłaś. Przykro mi. - Tym razem ukazał mi swoje uzębienie z zamkniętymi oczami.
     - Dżentelmenem to ty raczej nie jesteś. - zażartowałam.
     - Nie, nie jestem. - Mówiąc to, wstał i podał mi rękę bym i ja mogła wstać. Skorzystałam z pomocy i przy okazji potraktowałam to jako "przepraszam".
     - Więc, może w końcu mi powiesz po co tu jesteśmy i co dalej zamierzasz robić?
     - Jesteśmy tu, bo mam cię obserwować. Co dalej? Dalej będę cię obserwował...
     - Emm... Więc porwałeś mnie tylko po to, żeby sobie mnie poobserwować? - Jego tekst brzmiał rodem z jakiegoś taniego filmu o pedofilach. Jednak gdzieś w głębi mnie, czułam, a raczej miałam nadzieję, że to jakiś żart. Na dodatek mało śmieszny.
     - Tak. - Nie żartował. Jego poker face mówił sam za siebie. Nie, nie nie! Ktoś taki jak on nie może być pedofilem! Proszę, żeby to nie była prawda...!
     - Jesteś pedofilem? - Wymsknęło mi się. Dopiero po chwili dotarło do mnie co powiedziałam. No nie, co ja zrobiłam?! Zapytać obcego faceta czy jest pedofilem... Geniusz level hard...
     Na szczęście nie ogarnął, że pytałam szczerze i odebrał to jako żart, wybuchając głośnym śmiechem.
     Ulżyło mi.                                                                  
     - Nie, no co ty. Po prostu muszę mieć oko na ciebie i twoje zachowanie.
     - A dlaczego?
     - Słuchaj, nie mogę ci powiedzieć za dużo, ponieważ tak uznały osoby z góry. Mówiły, że sama masz TO odkryć, a ja mam dopilnować, by nic ci się nie stało do tego czasu. Jeśli TEGO nie odkryjesz, będzie dla nas wszystkich lepiej - Dawał nacisk na słowa które miały określać to... COŚ...
     - Powiedzmy, że coś tam rozumiem... Chociaż domyślam się, że prędko nie dowiem się kim są osoby "z góry", prawda?
     Pokiwał głową.
     - Jak i pewnie czym jest to "coś" co mam w sobie odkryć?
     Znów pokiwał głową.
     - Sądzisz, że prędko to coś odkryje?
     - W sumie, może minąć nawet rok. Ale myślę, że nie nastąpi to wcześniej od następnej wiosny.
     - Czyli dajesz mi prawie cały rok... Pomyślałeś co będziemy przez ten czas robić? - Chyba trafiłam w sedno. Nie pomyślał o tym.
     - Tu mnie masz. Nie pomyślałem - Zmierzwił włosy z głupim uśmieszkiem na ustach.
     - Nie wpadłeś na to, że ja jestem podczas wycieczki szkolnej? Za którą na dodatek zapłaciłam, a ona dalej trwa?
     - No i? Wybacz ale cię nie puszczę. Mam obowiązki - No, trochę go rozmawiałam. Cisza jaka nastała była bardzo wymowna. Nadal patrzyliśmy sobie w oczy. Starałam się cokolwiek z nich odczytać, poznać jakieś jego emocje, czy chociażby to jakim naprawdę człowiekiem jest. Niestety, przez dwa niecałe dni nie da się ocenić czy człowiek jest dobry czy zły, egoistyczny czy uprzejmy, chamski czy pogodny, wredny czy miły, mądry czy głupi. Każda cecha miała jakieś poparcie w zachowaniu...
     - Słuchaj, a nie mógłbyś... - Bałam się, czy będę tego żałować. - Po prostu iść ze mną do obozu i udawać, że jesteś stąd i nam towarzyszysz?
     - Czyli zapraszasz mnie na swoją wycieczkę?
     - Tak jakby... - Może nie brzmiało to jak zaproszenie, ale nie miałam zamiaru dalej żyć przez rok w lesie... - Z której strony nie spojrzysz, za wycieczkę zapłaciłam, na niej mam osoby które się na pewno martwią o mnie, bo nie wróciłam na noc, pewnie wysłali kogoś by mnie szukać... Opiekuni jednak się przejmują tym, że nagle jedna z ich podopiecznych zniknęła bez śladu.
     - Rozumiem... - Przybrał zamyśloną minę. W każdym razie nawet jakby nie przystał na moją propozycję, uciekłabym. Co z tego, że nie wiedziałabym dokąt iść. Zawsze jest jakaś szansa, że akurat znajdę obóz. Lepsze to od ciągłego życia w lesie.
     Ale gdyby się zgodził to... Byłoby ciekawie! Tylko trzeba by zmienić trochę jego wygląd i... Będzie pasował do reszty.
     - Nawet jeśli bym się zgodził na twoją propozycję, jak wytłumaczyć to, że nagle znikasz na noc, potem wracasz z jakimś obcym facetem? - Film o pedofilach, właśnie znalazł punkt kulminacyjny. Rzeczywiście, byłoby to dziwne.
     Moje myśli zaczęły wypełniać pomysły jak można by to logicznie wytłumaczyć.
     - Może... - Widać jego umysł był szybszy - nie, jednak nie... A tak swoją drogą, jak znalazłaś się na skraju lasu?
     - Emm... No powiedzmy, że... Było urządzane coś na wzór szkolnego wf'u. Zmęczyłam się i poszłam odpocząć, pod pretekstem... Potrzeby pójścia do toalety... - Zaśmiał się.
     - Ach, rozumiem - nadal się śmiał - Więc, powiedzmy, że... Poszłaś odpocząć, znalazłaś mnie rannego i opiekowałaś się mną bo krwawiłem i kulałem na jedną nogę. Macie tam jakiś... Punkt medyczny?
     - Tak, mamy.
     - Więc sprawa załatwiona. Idziemy?
     - Nie. Twój plan jest dobry, ale jednak nie wiem jak szybki miałbyś metabolizm, twoje "rany" nie zniknęłyby w ciągu jednej nocy.
    - Fakt. - Nie należał on do... Bardziej rozgarniętych osób, ale to szczegół.
     Rozejrzał się chwilę po okolicy. Sięgnął po swój scyzoryk i podał mi rękę bym go wzięła.
     - Po co mi on? - zapytałam, jednak domyślałam się co tak naprawdę planuje.
     - Rany same z siebie się nie pojawią. Ze skręceniem kostki będzie łatwiej, ale ciężko będzie sobie samemu zadać rany, więc... Mogłabyś?
     - Zwariowałeś?! Mam cię specjalnie okaleczać?!
     - Przecież sama mówiłaś...
     - Mówiłam co mówiłam! Nie mam zamiaru ci nic zrobić!
     - Wiedziałem. - Schował scyzoryk do kieszeni spodni i popatrzył w niebo. Oboje milczeliśmy. Pomyślałam, że trzeba wymyślić co innego.
     - Idziemy. - Wydusiłam z siebie. Nie słyszałam sprzeciwów i pozwoliłam objąć prowadzenie Emilowi. Pomyślałam, że coś się po drodze wymyśli.



     Dotarliśmy do celu w późne popołudnie. Z daleka dało się zobaczyć zbiórkę poobiednią, która miała na celu przedstawienie dalszego planu dnia. Gdzieś tam doszukałam się mojej grupy. Nadia stała przygnębiona obok równie smutnego Bona. Gdzieś tam z boku stał Max, bez większych emocji. W duchu ucieszyłam się, że go widzę. Ale jako, że widziałam jego, musiałam też dopatrzeć się tego blond zwierzęcia, wabiącego się Samanta. Przystanęłam na chwilę.
     - Coś się stało? - zapytał.
     - Nie nic. Chodźmy. - Odpowiedziałam wychodząc z lasu. Emil złapał mnie za ramię które uchwyciłam, drugą ręką łapiąc go z boku w pasie. Ten zaczął udawać, że kuleje na lewą nogę. Na początku nie zwróciliśmy na siebie większej uwagi, ale gdy Emil nadepnął na jakąś gałąź, z łatwością ją łamiąc, parę osób odwróciło się w naszym kierunku.
     - Aadriannna!!! - Zaczęła wołać Nadia pełna szczęścia. Bez opamiętania rzuciła mi się w ramiona, nie zważając na to, że obok mnie jest obcy dla niej typ. W jej ślady poszedł też Bon również mnie przytulając. Max gdzieś zniknął zostawiając Samantę.
     - Nadia...
     - Kto to? - zapytała się odrywając z uścisku.
     - To jest Emil...
     - Dlaczego zniknęłaś na całą noc?! Martwiłam się... - Przerwała nie pozwalając na dalsze przedstawianie mojego towarzysza.
     - Znalazłam go rannego w lesie... Przecież nie mogłam go tak zostawić - Uśmiechnęłam się, starając ukryć kłamstwo.
     - Hej, Jestem Nadia a ty? - zwróciła się do Emila wyciągając dłoń.
     - Emil jestem. Miło poznać - Uścisnął dłoń mojej przyjaciółki.
     Jednak nasze pogaduszki zostały przerwane przez pana Phelesa, zainteresowanego małym zebraniem.
     - Hola! Co to za zebranie?!
     - Dyrektorze! Adrianna wróciła! - Obwieściła Nadia na cały głos. Dyrektor zmierzył nas wzrokiem, tak, jakby nie wierzył w to co widzi.
     - A zatem Adrianno... Przedstawisz nam swojego kolegę?
     Tak oto prawie wszyscy dowiedzieli się o tym, co działo się zeszłej nocy. Brakowało tylko Maxa. O dziwo Samanta słuchała, nie zniknęła razem z nim. Dziwne...

     Z okazji tego, że mieliśmy "rannego" nasze zajęcia zostały na chwilę wstrzymane, a Pheles kazał nam iść do swoich namiotów. Nadia zachwycona moim powrotem nie mogła się pohamować, od zalania mnie wodospadem pytań. Na każde z nich cierpliwie odpowiedziałam, chociaż bolało mnie to, że w większości musiałam kłamać. Oczywiście nie obyło się od pytania, na temat mojego koloru oczu. Odpowiedziałam, że nawet nie zauważyłam jak zmieniły kolor na zielony. Uwierzyła.
     Po chwili dołączył do nas Bon z Emilem i Samantą. Podobno musieli chwilę porozmawiać, ale nie chcieli nam zdradzić o czym. Dalej nie było śladu po zgubie o imieniu Max.
     - Bon... Nie wiesz gdzie Max? - zapytałam
     - Emm... - zaczerwienił się. Widocznie szykował się by skłamać - On... Poszedł... Pogadać z lekarzem! Wspominał, że źle się czuje! - Popatrzyliśmy na Sam, a ta skinęła głową na potwierdzenie. Widocznie nie chcieli powiedzieć prawdy.

     Ale jednak po jakimś czasie zjawił się Max we własnej osobie, w naszym namiocie. Prześledził nas wzrokiem i zatrzymał się na Emilu. Popatrzył na niego z przerażeniem w oczach.
     - Co on tu robi?! Skąd się tu wziąłeś?! - Nie było to zwykłe przerażenie na widok obcej osoby. Wyglądał jakby miał zaraz rzucić się Emilowi do gardła, co z pewnością doprowadziłoby do niemałej bójki.
     - Emm...? - zapytał zdziwiony Emil.
     - Nie udawaj niewiniątka! Dobrze wiesz kim jestem! Myślisz, że ot tak możesz sobie wrócić?! - Max był coraz bardziej rozwścieczony.
     - Ale o czym ty mówisz?! - Rzuciła moja przyjaciółka do Maxa. Nadia wstała powstrzymując obu od bójki. W jej ślady poszedł Bon, starając się przytrzymać przyjaciela. Max posłał swoje spojrzenie na mnie i znowu na swojego chyba wroga.
     - Więc teraz Ada co?! Nie myśl, że tak łatwo ci pójdzie! Nie, nie! WYNOŚ SIĘ STĄD!!! - Wrzeszczał już Max. Nie wiedząc co się dzieje gestem ręki wyprosiłam stąd Emila, zapewniając, że zaraz do niego przyjdę.
     - Max, co w ciebie wstąpiło?! - Zrobiła się niezła awantura, nawet Bon zaczął krzyczeć - Nie możesz ot tak sobie krzyczeć z chęcią mordu na każdą nowo poznaną osobę! Ogarnij się! - Max trochę się uspokoił po tym, jak Emil opuścił namiot. Usiadł na rogu kanadyjki.
     - Jaką tam "nowo poznaną osobę"... Znamy się. - Na naszych oczach malowało się zdziwienie. Znali się? Ale skąd, jak, kiedy?
     - Znacie się? - zapytała cicho Nadia.
     - Tak, chodziliśmy razem do podstawówki... - zaczął smętnie. - Jak wiecie, do gimnazjum dołączyłem do was, wraz z Adrianną i Samantą. Przedtem Emil był moim kumplem. Trzymaliśmy się razem. Aż zaczął chodzić z Sam.
     - Chodziłaś z nim? Znaczy... Byliście parą? - zapytał Bon Samantę.
     - Tak byli ze sobą - Dokończył Max - Wtedy z Emilem zaczęło dziać się coś dziwnego... Opuszczał coraz więcej zajęć, zaczął pyskować do nauczycieli. Wzorowy uczeń zszedł na złą drogę. Potem dowiedziałem się, że... dołączył do jakiegoś gangu który składał się głównie z Licealistów i Studentów... z tego co mi wiadomo zajmowali się hazardem i niestety narkotykami... - Coś we mnie pękło. Nagle się okazało, że osoba którą zdążyłam polubić... ma jakiś związek z narkotykami... Kompletnie nie wyglądał na taką osobę! - Wtedy popadł w nałóg, próbował wciągnąć w to Samantę, przez co ta miała kłopoty... Tamtejsi ludzie zaczęli jej grozić, szantażowali ją... Nie mogłem tego znieść. Świadomie rozwaliłem ten związek i razem uciekliśmy od niego. Szczęście było po naszej stronie i przeprowadziliśmy się.
     - Jak? Tak razem w jednym czasie? Przecież wtedy jeszcze nie byliście razem... - Wtrąciła Nadia.
     - My? Samanta to moja kuzynka! - Kolejny szok, dzisiejszego dnia. Okazało się, że Sam nie była z Maxem... przecież to rodzina... Ale to nie tłumaczy, dlaczego się tak do niego kleiła - Moi rodzice adoptowali Sam kiedy była mała... Nie będę zdradzać szczegółów, bo to mało istotne. W każdym razie Emil brał narkotyki, uzależnił się i naraził poważnie Samantę na niebezpieczeństwo. Od tamtej pory przyrzekłem sobie, że będę ją chronił. Jak i każdego, kto ma jakikolwiek związek z tym debilem! - Dyskretnie spojrzał na mnie.
     - Właśnie w tym gangu zrobili mi tatuaż pod przymusem - Samanta odwróciła się i pokazała nam swoją prawą łopatkę. Widniał na niej czarny wąż który jadł własny ogon.

     Nie mogłam uwierzyć w to wszystko. Jak ktoś taki miły, przystojny mógł brać dopalacze?! Alkohol jestem w stanie zdzierżyć, ale nigdy, nigdy nie zaakceptuję papierosów ani narkotyków!
     Jak można samemu, z własnej nie przymuszonej woli sięgać po coś, co zagraża naszemu zdrowiu? Głupota.
     Wybiegłam z namiotu w poszukiwaniu Emila. Nigdzie go nie było. Sprawdziłam nasz punkt medyczny, ale powiedziano mi, że od dłuższego czasu nikt go nie widział.
     Uciekł? Myślałam, że ma mnie pilnować...
     - Chodź przeziębisz się - Usłyszałam męski głos za sobą. Z nadzieją odwróciłam się i myślałam, że przede mną stanie Emil. Niestety myliłam się.
     - Max? - W oczach zebrały mi się łzy - Czy to prawda? To co mówiłeś o Emilu?
     Nastała cisza. Widząc moje łzy przytulił mnie. Nie opierałam się.
     - Niestety... - Zaczęłam się zastanawiać dlaczego tak zareagowałam. Przecież znałam go niecałe dwa dni, a ja przez niego teraz płaczę, w ramionach osoby która by mnie nie okłamała i darzyłam ją głębszym uczuciem niż tego... przestępcę.
     Odtrąciłam go delikatnie. Otarłam łzy i uśmiechnęłam się.
     - Nie ma go... - Stwierdziłam.
     - Miejmy nadzieję, że szybko się nie pojawi. - Położył swoją dłoń na mojej głowie i poczochrał moje włosy, doprowadzając nas do śmiechu. Wróciliśmy do namiotu, gdzie czekały osoby ważne w moim życiu. Bałam się, że przeze mnie mogło by się to zmienić.


     Późnym wieczorem zakończyła się zabawa w podchody. Niestety moja drużyna przegrała, ale mieliśmy niezłą zabawę. Zadania były wyszukane, ciekawe i przede wszystkim oryginalne. Pasowały do każdego. Większość ujawniała lęki, co tylko prowadziło wszystkich do śmiechu.
     Zmęczeni wzięliśmy prysznice i ułożyliśmy się do kanadyjek. Po mojej prawej smacznie spała Nadia. Miałyśmy tyle dobrze że nasze głowy były przy "ścianie" namiotu w głębszym rogu. Po lewej do snu układała się Samanta. Zazdrościłam Nadii. Miała łóżko w rogu, na dodatek nie spała obok blond zwierza.
     Chłopacy mieścili się naprzeciwko nas, w odstępie między kanadyjkami, wielkości krawężnika. Bliżej wejścia umieściliśmy półki na nasze najpotrzebniejsze rzeczy, a przy samych "ścianach" wejścia były nasze ubrania. Ustawienie takie, dało nam całkiem sporo miejsca na samym środku.
     W końcu trzeba iść spać... Szybko mi nawet poszło.

     Jej! Znowu ten sen! Ciekawe co się stanie jak nie złapię żadnej kartki, poczekajmy [...]
     Lecą i lecą. Chyba nie skończy się dopóki jakiejś nie złapię... Dobra, zobaczmy co tym razem nam się trafi... Acha i muszę jutro wszystkie zapisać... Ciekawe czy jakieś będą się powtarzać...


Gdy ta, tonęła w żalu,
Nie było nikogo,
kto poda dłoń i wstać pomoże...
Smutek pogłębiał się bez ustanku,
osiągając apogeum...
Coś w niej pękło,
Nie dała rady, skoczyła...


     Obudziłam się gwałtownie z ciężkim oddechem. Wszyscy spali.
     - Koszmar? - usłyszałam głos obok siebie. Serce stanęło mi w gardle.
     - Sam! Nie strasz mnie tak! - szepnęłam by nikogo nie obudzić.
     - Przepraszam, nie chciałam...
     Nastała chwila ciszy. Tylko moje głębokie oddechy ją zagłuszały.
     - Musimy porozmawiać...
     - O czym?
     - O Maxie - Na start zniechęciła mnie do rozmowy. Jakoś nie lubiłam o nim rozmawiać. Bałam się tego momentu w którym nastanie pytanie czy go lubię. Zwłaszcza, że mam o tym rozmawiać z osobą której nie znoszę!
     - O czym konkretnie?
     - My naprawdę wyglądaliśmy jak para? - Ulżyło mi. Temat nie zapowiadał, że zejdziemy na moje uczucia do niego.
     - Można tak powiedzieć... Przez ciebie trochę...
     - Co zrobiłam źle?
     - Nic źle nie zrobiłaś! Po prostu no... Ermm... - Nie wiedziałam jak to ubrać w słowa...
     - Wal prosto z mostu!
     - Po prostu się za bardzo do niego kleiłaś... Przytulasy, buziaki... Rozumiesz chyba naszą reakcję nie?
     - Trochę rozumiem... Ale wiesz... Moi rodzice rozwiedli się jak miałam dziesięć lat. Mój ojciec był alkoholikiem, kilka razy musiała ingerować policja. Matka zawsze go broniła, mimo to, że przychodził do domu pijany, bił mnie i mamę... Nie mogła się pogodzić z tym, że jej mąż jest uzależniony. Mieli go zamknąć w więzieniu, kiedy mama jakoś go wybroniła. Nie wiem dlaczego wtedy ją uderzył i bez słowa wybiegł z domu... Tego samego dnia zginął w wypadku samochodowym.
Po śmierci ojca, mama zaczęła ciężej pracować... Ledwo starczyło na nasze utrzymanie a ona jeszcze część pieniędzy oddała dla biednych... Zawsze trzymała się myśli "Lepiej jest zostać zranionym, niż ranić" Miesiąc po śmierci ojca, sama zmarła z przepracowania. Wtedy przygarnęli mnie rodzice Maxa. Zaczęłam ich traktować jak prawdziwą rodzinę, a Maxa lubiłam najbardziej. Zawsze spędzaliśmy razem czas. Później w gimnazjum poznał Bona... Dalej już chyba znasz historię...
     - Tak... Ale dlaczego mi to mówisz? - Nie spodziewałam się, co przechodziła. Zrobiło mi się jej żal, ale nadal coś mnie od niej odpychało.
     - Mam dość tego, że mnie nie znosisz! Chcę zakopać topór wojenny, Ada! Nie możemy się wiecznie kłócić! Jesteśmy już dorosłe, za rok osiemnastka. Nie bawmy się jak małe dzieci... - Nie wiedziałam co powiedzieć; mówiła szczerze. Nie lubiłam ją przez to, że ciągle przystawiała się do Maxa. Chyba nie powinnam być na nią obrażona, skoro są rodziną?
     - Masz rację... Zgoda? - wyciągnęłam do niej dłoń z uśmiechem
     - Jasne! - Odwzajemniła uścisk.
     Z tą dobrą myślą ponownie zasnęłam. Ciekawe ile gadałyśmy? Straciłam rachubę. Nawet nie wiedziałam o której się wybudziłam... I jeszcze ta kartka ze snu... tak... muszę je zacząć zapisywać...
     Zyskałam przyjaciółkę? W sumie zawsze byłyśmy w jednej paczce, ale ona była w niej tylko ze względu na Maxa. A teraz wiadomość, że są rodziną! Dlaczego nikt wcześniej nie zwrócił na to uwagi? Nie rozumiem...


~Podobało się? Komentuj!~

     Przepraszam za tak długą przerwę! Całe ferie mnie nie było ;-; Ale było to spowodowane tym, że nie miałam kiedy pisać... Ogółem rozdział lekko przedłużyłam w ramach rekompensaty ;p
     Cóż, do poczytania!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz