W poprzednim rozdziale...
I w tym momencie wszystko znika. Nie ma nic, tylko ja...
I się budzę, nawet już nie czuję strachu... Przyzwyczaiłam się... Ale Pamiętam każde słowo z każdej przeczytanej kartki, one zostają w mojej głowie, nie umiem ich zapomnieć...
Nie za bardzo chciało mi się rozmyślać nad moimi snami, o dziwo zaciekawił mnie widok za oknem. Mijaliśmy jakieś łąki, nie były one najpiękniejsze. Trawę i kwiaty pokrywał lód, wszystko było takie zimne, mogło by się wydawać nawet opuszczone. Jednak w małej drewnianej chatce na końcu pola, świeciło się w oknie światło, gdzie można było zobaczyć dwójkę małych chłopców wesoło brykających po kanapie albo łóżku. Na sam ten widok, widok tego jak się świetnie razem bawią, zrobiło mi się ciepło, ale jednocześnie ogarnął mnie smutek. Zawsze chciałam mieć jakieś rodzeństwo - normalną osobę z którą mogłabym się bawić, rozmawiać o problemach, śmiać się i wygłupiać. Miałam Nadię, ale ona też wiecznie nie mogła być przy mnie. Miała też swoje życie, nie chciałam się tam mieszać...
- O czym tak myślisz? - zapytała mnie.
- A o wszystkim i niczym... - odpowiedziałam niechętnie
- Znowu coś się stało? - Przez chwilę pomyślałam że... Ona może wiedzieć co ja myślę i jaki miałam sen.
- Nie no co ty...
- No, dobra. Wiesz że mi możesz wszystko powiedzieć nie?
- Wiem, wiem...
I nastała ta cisza. Jedyna rzecz jakiej się teraz obawiałam to to, że ktoś ją przerwie. A była taka przyjemna... Zaczęłam się przyglądać Nandi. Strasznie mi się podobała. Nie pod tym względem, po prostu była ładna. Miała piękne, długie czarne proste włosy i idealnie zielone oczka. Do tego nie była taka blada jak ja. Fajne było to że obie jesteśmy tak samo niskie.
- Już prawie jesteśmy! - rozbrzmiał głos jednej z nauczycielek - Pakować swoje rzeczy i przygotowywać się do wyjścia! - Że co? Już? Co tak szybko? Mieliśmy jechać dobre kilka godzin!
- Nadia, Co tak szybko?! Ile ja spałam?!
- Jakby się zastanowić... No przespałaś większość trasy... - odpowiedziała mi z niepokojem. Wyciągnęłam telefon i sprawdziłam która godzina. Wybiła 16:00, spodziewałam się że dojedziemy jeszcze później... Wszystko działo się za szybko i coś mi nie pasowało...
Wysiedliśmy z pociągu i ustawiliśmy się w grupce na peronie, który na dodatek wyglądał jakby od wieków nie było w nim żywej duszy.
Nauczyciele kazali nam dobrać się w pary i zaczęli nas prowadzić jakąś ścieżką. Po bokach dróżki nie było nic innego, oprócz lasów. Lasów z nad wyraz wysokimi drzewami podobnymi do sosen i buków.
- Co to ma być?!
- Gdzie my jesteśmy?!
- Chyba żartujecie sobie...
- No chyba nie...!
- Co to jest?! - rozbrzmiewały krzyki wręcz, rozwścieczonych uczniów. Wychyliłam się lekko by zobaczyć o co im chodzi. Moim oczom ukazało się ogromne pole namiotowe. Robiło wrażenie. I całe było ogrodzone płotem z drutami kolczastymi a wejście przypominało wjazd do jakiegoś opuszczonego, starego dworu. Rozgniewani uczniowie coraz bardziej zasypywali wychowawczynię pytaniami.
- Spokój, spokój! Rozejść się! - Doniosły męski głos zaraz uciszył rozwydrzoną młodzież. Zza drzewa ujawnił się wysoki mężczyzna w kolorowym smokingu. Od razu go poznałam, nie dało się z niczym pomylić jego ciemno-niebieskich włosów ani żółto jaszczurkowatych oczu - Wiem, że wasi nauczyciele powiedzieli wam że będziecie w schronisku, ale... Musiałem was oszukać! - Uśmiechnął się zadziornie - Gdyby nie podstęp, wasi rodzice nigdy by się nie zgodzili tutaj was puszczać na cały miesiąc - Od tej chwili przestałam go lubić. Tak na poważnie. Po prostu czułam że to przeze mnie! I na dodatek jeszcze popatrzył na mnie! Ale nie tak normalnie... Tak... Tak...! Inaczej... - Ale nie bójcie się, panujemy nad wszystkim! - I znowu jego wzrok padł na mnie. Za każdym razem, gdy tak na mnie spoglądał... Nie wyrażał żadnych uczuć, po prostu się uśmiechał, nic poza tym, z jego oczu nie dało się wyczytać żadnych emocji, jakby otaczała go niewidzialna bariera. Poza tym, był zbyt bezpośredni. Wchodzi i wali wszystko prosto z mostu, nie owijając w bawełnę - Wraz z tutejszymi mieszkańcami, a również moimi starymi znajomymi, postaramy się byście się nauczyli dużo potrzebnych rzeczy, ale o planach później [...] Więc tak, musimy podzielić się na, powiedzmy trzy grupy. Zaraz pani was porozdziela - I odwrócił się do nas plecami, jak gdyby nigdy nic. Wszystko zdawało się być coraz bardziej dziwne. Tajemniczy nauczyciel który nikomu nie zdradził swojego nazwiska, oszukuje nauczycieli i bierze kontrolę nad całą wycieczką... Czy tylko dla mnie jest to podejrzane?
- Dobrze... Mamy tu listę grup, możecie podejść i zobaczyć kto do jakiej należy? - zapytała niepewnie zwracając się do dyrektora. Ten tylko kiwnął głową i zaraz wokoło kartki zebrała się grupa uczniów. Jedni wydawali się być zadowoleni, po zobaczeniu jej zawartości, a drudzy wręcz przeciwnie - byli wściekli.
- Adi choć zobaczymy w jakiej grupie jesteśmy! - zawołała mnie radośnie Nadia, ciągnąc mój rękaw do siebie. Z niepokojem szukałyśmy swoich nazwisk na liście
- O patrz! Jesteś w trzeciej grupie!
- Nana, ty też! - ulżyło mi że byłam w grupie z Nadią, przynajmniej będę miała z kim pogadać. Przeglądnęłam jeszcze raz listę by zobaczyć kto jest z nami - Nana... Patrz!!! - wskazałam palcem na ucznia o imieniu Max Anders.
- Max jest z nami w grupie! - i zaczęłyśmy piszczeć jak przerażone. Max jest jednym z najfajniejszych chłopaków w klasie! Jest dobry chyba ze wszystkiego! No może matma mu słabiej idzie... I chemia... I fizyka... I biologia... I angielski... I historia... I polski... Ale jest dobry z W-Fu! I na dodatek taki wysoki... Ma czarne włosy... I błękitne, jak niebo po burzy oczy... Jest taki... Ideal...
- Ada!
- Co? Słucham? - Za bardzo się rozmarzyłam...
- Pan Pheles wymyślił że łóżka w namiotach są podpisane i mamy znaleźć swoje... Głupota - Tak, musiałam przyznać rację, Dyrektor Pheles był dziwny... Jakby nie mógł po prostu powiedzieć, kto do jakiego namiotu ma iść... Ale nie mogłam nic zrobić... W końcu on tu rządził
W końcu udało nam się znaleźć namiot z naszymi łóżkami a był on na samym końcu, jednocześnie najbliżej namiotu nauczycieli. Wnętrze prezentowało się, jak normalny namiot; kilka kanadyjek, jakaś stara metalowa półka, i otwarty regalik. Na dworze ściemniało się, ale było jeszcze widno. Trochę mnie zdziwiła ilość łóżek, było ich za dużo. Jak na razie byłam tam sama z Naną i tylko my. A kanadyjek było sześć, o cztery za dużo! Rozpakowywałyśmy swoje rzeczy i umieściłyśmy najpotrzebniejsze rzeczy na półkach, regał zostawiłyśmy na naczynia. Wyciągnęłam telefon z nadzieją że matka będzie chciała się dowiedzieć, co tam u mnie słychać. Ale nie, nic.
- Która godzina? - zapytała Nadia.
- Jest... - spojrzałam na zegarek i nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Była za pięć dwudziesta druga - Że co?!
- Coś nie tak?
- Z-zobacz! - pokazałam telefon z zegarkiem - Jest za pięć! Kiedy? Jak?!
- Ada zmęczona jesteś, weź się połóż, goli cię głowa? - zapytała jakby głosem pełnym troski przykładając dłoń do mojego czoła.
- Ja mówię poważnie! Nie wydaje ci się to wszystko dziwne?!
- Adrianno, proszę cię odpocznij sobie - posłała mi groźne spojrzenie i jednocześnie miły uśmiech. Od razu straciłam chęć do dalszej dyskusji. Położyłam się, nawet nie biorąc prysznica, ani nie zmieniając ubrań. Zrobiłam się strasznie senna. Nana też zaczęła ziewać i zmęczona położyła się na łóżku naprzeciwko mnie. Obie momentalnie odpłynęłyśmy.
~Podobało się? Komentuj!~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz