14 listopada 2014

Rozdział #2 Sny Na Jawie

W poprzednim rozdziale...

Położyłam się, nawet nie biorąc prysznica, ani nie zmieniając ubrań. Zrobiłam się strasznie senna. Nana też zaczęła ziewać i zmęczona położyła się na łóżku naprzeciwko mnie. Obie momentalnie odpłynęłyśmy.

     Obudziłam się, ale we śnie. Co było niespotykane, zawsze po prostu 'oglądałam' sny... Tym razem mogłam się poruszać, myśleć, słyszeć i widzieć. Ciągle zastanawiałam się czy to jest sen, czy rzeczywistość. 
     Znalazłam się w jakiejś białej sali, gdzie na środku stał biały stół z dwoma białymi krzesłami. Na ścianie było jedno przyciemnione okno i tyle. Nic więcej. Zdawało mi się że mogę słyszeć krążenie krwi w moich żyłach, czy bicie serca. Nie wiedziałam co mam robić, każdy mój krok był niesamowicie głośny
     - Haloo... - szepnęłam, a dźwięk wrócił do mnie tak jakbym krzyczała. Taki jeden mały szept mnie ogłuszył. Wolałam się już nie ruszać, moje spodnie delikatnie szeleszczały co również było nie do zniesienia. Każdy nawet najmniejszy dźwięk, wracał do mnie z kilku krotnym powiększeniem. Dało usłyszeć się też czyjeś kroki, jakby zza ścian pomieszczenia. Były coraz głośniejsze.
     - Yo! - zawołał głos. Nagle przez ścianę przeniknął jakiś mężczyzna. Zaraz, to nie był 'jakiś' mężczyzna! Te oczy, te włosy, ten smoking...
     - Pan Pheles? - zapytałam normalnym tonem przez co oberwałam mocno po uszach.
     - Witaj Adrianno - powiedział tym swoim bezuczuciowym głosem - Jak się czujesz? Proszę siadaj sobie - po czym usiadł. Gdy jednak chciałam zrobić krok w przód oczywiście dźwięk mnie ogłuszył, teraz już totalnie nie wiedziałam co się dzieje... Jak dyrektor się ruszał to nic, więc jak?
     Niechętnie jednak wolałam zostać na swoim miejscu, o dziwo jak dyro mówił to nie było głośno... Wszystko było coraz bardziej dziwne
     - Co tu się dzieje? Co pan tu robi? - szeptałam zatykając uszy.
     - Bo widzisz, jest coś o czym musisz wiedzieć... Od dłuższego czasu coś się dzieje z tobą. Na pewno zauważyłaś że jesteś inna od wszystkich...
     - Chce pan mnie obrazić? - zapytałam bo coś czułam że chce obrazić moje rude włosy
     - Skądże! Skąd te podejrzenia? Ja chcę ci tylko coś uświadomić. Ein, Zwei, Drei! - Powiedział, nie wiem dlaczego po niemiecku... Ale nie brzmiało to jak zwykłe odliczanie do trzech. Poza tym, wyszeptał to, z pewnością siebie, było to słychać i to wyraźnie. Nagle moje uczy przeszyły mocne ultradźwięki. Co on ze mną zrobił?! Czułam jakbym się unosiła, latała, była lekka jak piórko... Po czym bezwładnie upadłam na ziemię, w sumie to na białe kafelki co... Było jeszcze bardziej bolesne.
     - Ała... - jęknęłam... - Co się stało? Dźwięki wróciły do normalnej głośności?!
     - Lepiej?
     - Lepiej... - odpowiedziałam po czym wstałam - Więc, co miał mi pan do przekazania? - zapytałam chcąc jak najszybciej obudzić się z tego snu.
     - Dobrze przejdźmy do rzeczy, usiądź - pokornie wykonałam polecenie - Więc tak. Jakby to delikatnie ująć... Jesteś córką, pewnego mężczyzny który nie żyje w tym świecie. Oczywiście nie jest on pierwszym lepszym z brzegu mężczyzną... Jest kimś wielkim, potężnym
     - Mój ojciec? Chyba sobie pan żarty robi! To że nie żyje to prawda, ale zginął bo był alkoholikiem i narkomanem! - wrzasnęłam zła
     - Nie chodzi mi o niego, on faktycznie był nikim. Ale on nie jest twoim prawdziwym ojcem
     - Co?! O czym pan mówi?! Jak to "nie jest moim prawdziwy ojcem"?!
     - Nie krzycz, bo zdejmę z ciebie barierę i znów będziesz się musiała męczyć - Czyli to jego sprawka... Mam porąbane sny, obudźcie mnie! - Nigdy nie zastanawiałaś się dlaczego twoja matka zginęła zaraz po twoim porodzie? - Faktycznie, nigdy nad tym poważnie nie myślałam... Wmawiałam sobie że ojciec faszerował ją narkotykami, przez co nie wytrzymała podczas porodu... - Dobrze, nie będę cię więcej męczyć, zbliża się szósta, zaraz macie pobudkę... Widzimy się jak już wstaniesz
     - Co?! Nie! Kim był mój ojciec?! Skąd pan to wszystko wie?! Proszę zaczekać! - wołałam do oddalającej się ode mnie męskiej sylwetki, chciałam uzyskać odpowiedzi na moje pytania i pobiec ale coś blokowało moje ruchy. W tej chwili wszystko zaczęło znikać. Cała biel uciekła mi sprzed oczu, a zastąpiła je ciemna zieleń. Obudziłam się?
Podniosłam się do siadu i rozejrzałam się dookoła. Tak byłam w namiocie z Nadią, jeszcze spała. Miałam wrażenie że wszystkie moje dotychczasowe myśli zostały rozwiane... Miałam tylko obraz jakiegoś kamiennego wejścia w górze... Jakby wejście do jaskini, czy kopalni z ładnym łukiem... Tyle.

Wejście do kopalni?

     - Ada~
     - Com? - zapytałam żywa i pełna energii
     - Ada?! - zapytała przerażonym głosem
     - Co się stało?
     - Co się stało z [...] Twoim okiem? - po jej przerażeniu wnioskowałam że coś się faktycznie musiało stać. Szybko wstałam i pognałam do torby w poszukiwaniu lusterka. Po chwili udało mi się wygrzebać małe okrągłe zielone lusterko i zaczęłam się panicznie sobie przyglądać. Że co?! Miałam... Jedno oko ciemno-niebieskie... A drugie [...] zielone?!
     - Nana, co mi się stało?! - miałam ochotę płakać. Nie dość, że los pokarał mnie rudymi włosami to jeszcze różnokolorowe oczy?! Jezu, ty mnie nienawidzisz?!
     - Chodź szybko do pielęgniarki! - zawołała
     - Jest tu w ogóle coś takiego?!
     - Widziałam biały namiot z czerwonym plusem, więc pewnie tam!
Na miejscu pokazałyśmy pielęgniarce moje zielone lewe oko, na co ta zamiast być lekko chociaż przestraszona, była zdenerwowana. Jednak mimo to założyła mi przepaskę na oko i powiedziała że jak dowie się czegoś więcej albo kupi soczewkę, zdejmą mi opatrunek. Zbliża się szósta, zaraz będą dzwonić na pobudkę...
     - No trudno, życie mnie nienawidzi... chodź zajmiemy sobie miejsca na stołówce - powiedziałam niechętnie. Nawet nie wiedziałam gdzie jest stołówka, ale powinna gdzieś być, w końcu musimy coś jeść. Nie będą nas zagładzać... Chyba
     - Pobudka! - rozbrzmiał głos wzmacniany przez głośniki - Za dwie minuty widzę wszystkich na placu, kto się spóźni, nie dostanie śniadania! - Czyli jednak chcą nas zagłodzić.
Po chwili zdecydowana większość zjawiła się w ostatniej chwili.
     - Każdy który ma choćby sekundę spóźnienia, jest zwolniony z zajęć do czasu śniadania którego nie dostanie! - W sumie kto to mówił? Były tylko poukładane głośniki, przed namiotem dla nauczycieli - A teraz Biegniemy! Dziesięć kółek dookoła obozu! Jazda, jazda, jazda! - Dziesięć kółek?! Pan jest poważny?! Widzi pan jakie to obozowisko jest wielkie?! Oczywiście pojawiły się słowa sprzeciwu i masa narzekań - Każdy kto nie wykona zadania, zostanie zdyskwalifikowany z zawodów, co jest równoznaczne z poniesieniem kary... - zaczął tłumaczyć co to za kara, ale coś przyćmiło mi słuch i za nic nie mogłam usłyszeć co mówi... Ale chyba podziałało bo zaraz wszyscy zebrali się do biegu, więc ja i Nadia razem z nimi. Na szczęście obie byłyśmy dość wysportowane co ułatwiało nam zadanie. W ogóle w naszej grupie byli sami faceci!
~Podobało się? Komentuj!~

     Skończyłam xD Trochę długi wyszedł ale to rekompensata za to że dawno mnie tu nie było... Jeszcze takie info odnośnie mojego stylu pisania. Więc posługuję się slangiem aktualnym, w końcu bohaterowie to młodzież :P
     W rozdziale trzecim powinnam wyjaśnić już kolorowe oczy, tajemniczy obóz i wejście do jaskini... Zapowiada się długi rozdział... Znów! Ale trzymajcie się! Do następnego! ;* Dzia~!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz