12 marca 2015

Plany [WAŻNE]

Hejka Kotki!
Dawno coś mnie nie było, ale już spieszę z wytłumaczeniem! Dużo ogółem zmian, mam nadzieję, że będzie wam się chciało to czytać, bo informacje ważne!

Po pierwsze:
Mój pierwszy blog "Wróżkowa miłość też istnieje?" zostaje zawieszony. Do kiedy? Odpowiedź jest jasna: Jak ukończę Destiny. Tak, teraz będą wymówki: Nie mam czasu prowadzić na raz trzech blogów, bo szkoła daje popalić. A na serio? Też w sumie szkoła się do tego przyczynia, ale głównie to mi się nie chce. Bo jednak jestem sama na dwa blogi a wymyślenie treści, poprawna pisownia i interpunkcja nie zrobią się same, ponieważ nie posiadam żadnej bety do pomocy, jak na razie.

Po drugie:
Powód dla którego zawieszam WMTI? jest prosty. Kilka osób prosiło mnie o blog yaoi. Ja ogółem lubię te klimaty i muszę przyznać, że jest dla mnie to przyjemniejsze niż pisanie Fan Ficków z anime, głownie dlatego, że jest dużo sprzeczności między moją wersją a oryginałem i nie wszystkim się to podoba, a jak wiemy, wszystkich na raz nie da się uszczęśliwić.

Po trzecie:
Długa przerwa jest spowodowana tym, że pracuję ostro nad nowym blogiem który powinien ukazać się gdzieś w okolicach lata, czerwca albo coś koło tego. Uwierzcie mi, znalezienie portretów, opis wyglądu, charakteru, spis postaci, wymyślenie ciekawej fabuły, nie należy do najłatwiejszych zadań. Ogółem staram się aby ten blog był zrobiony na poważnie i w miarę możliwości profesjonalnie.

Po czwarte:
W związku z zawieszeniem WMTI? postaram się poprawić większość błędów, wyjaśnić niejasności i tym podobne. Czyli tak zwanie zbetować od początku rozdziały. Tyle.

Po piąte:
Jeśli ktoś by mógł, lub ktoś się zna, to mogłabym rozważyć szukanie bety, by rozdziały pojawiały się częściej i szybciej. Nie to, że sobie nie poradzę tylko chcę zabrać się porządnie za bloga.
Po piąte i pół:
Tytuł i tematyka nowego bloga nie jest wielką tajemnicą a jest ona spisana tutaj [klik!]. Aktualnie mam napisane dwa i pół rozdziału ale one są bez polskich znaków i przecinków, więc zostaną one przeniesione na bloga po ich napisaniu. Oczywiście do tamtej pory, myślę, że pojawi się więcej, w związku z czym dostaniecie kilka hurtem, albo w odstępach maksymalnie jedno dniowych, chyba, że trafi się weekend. W weekendy mam wolne dla jasności.

Koniec:
To tyle z takich głównych informacji.
Do zobaczyska! Dzia~

~Green

2 lutego 2015

Rozdział #7 Spotkanie

W poprzednim rozdziale...

Uśmiechnął się. Poczułam jak mnie obejmuje. Było tak przyjemnie... Ciepło jego ciała było ukajające. Włosy wpadały lekko na niego, informując mnie, że płyniemy w dół. Odwzajemniłam uśmiech. Drań wrzucił mnie do lodowatej wody z zaskoczenia, bez pytania mnie o zdanie! Szósty plus dla niego.


     Słońce nadal przyjemnie grzało nad nami. Chyba właśnie miało południe. Chłodny i delikatny wiaterek sprawiał, że dało się wytrzymać upał. Cały las obudził się ze snu i żył jak natura kazała.
     A my? Delektowaliśmy się letnią porą, leżąc na trawie cali przemoczeni w niedalekim odstępie. Dało się słyszeć szum drzew, nasze oddechy i odgłosy tutejszych zwierząt.
     - Dlaczego wrzuciłeś nas do wody? - Przez mój umysł przeleciała myśl, że normalna dziewczyna powinna dać w twarz osobie winnej. Ja jakoś nie miałam mu tego za złe...
     - Nie wiem... Myślałem, że to nas rozbudzi do dalszego działania, ale teraz... Jestem jeszcze bardziej śpiący... - Na jego twarz wstąpił delikatny uśmiech. Wiatr zwiewał włosy z jego czoła pozwalając by wesoło tańczyły w powietrzu.
     - Więc...?
     - Co?
     - Należą mi się przeprosiny. - Mój głos wypełniała duma i pewność siebie.
     - Hmmm... - Obrócił głowę by patrzeć w moje oczy - Niestety, nie zasłużyłaś. Przykro mi. - Tym razem ukazał mi swoje uzębienie z zamkniętymi oczami.
     - Dżentelmenem to ty raczej nie jesteś. - zażartowałam.
     - Nie, nie jestem. - Mówiąc to, wstał i podał mi rękę bym i ja mogła wstać. Skorzystałam z pomocy i przy okazji potraktowałam to jako "przepraszam".
     - Więc, może w końcu mi powiesz po co tu jesteśmy i co dalej zamierzasz robić?
     - Jesteśmy tu, bo mam cię obserwować. Co dalej? Dalej będę cię obserwował...
     - Emm... Więc porwałeś mnie tylko po to, żeby sobie mnie poobserwować? - Jego tekst brzmiał rodem z jakiegoś taniego filmu o pedofilach. Jednak gdzieś w głębi mnie, czułam, a raczej miałam nadzieję, że to jakiś żart. Na dodatek mało śmieszny.
     - Tak. - Nie żartował. Jego poker face mówił sam za siebie. Nie, nie nie! Ktoś taki jak on nie może być pedofilem! Proszę, żeby to nie była prawda...!
     - Jesteś pedofilem? - Wymsknęło mi się. Dopiero po chwili dotarło do mnie co powiedziałam. No nie, co ja zrobiłam?! Zapytać obcego faceta czy jest pedofilem... Geniusz level hard...
     Na szczęście nie ogarnął, że pytałam szczerze i odebrał to jako żart, wybuchając głośnym śmiechem.
     Ulżyło mi.                                                                  
     - Nie, no co ty. Po prostu muszę mieć oko na ciebie i twoje zachowanie.
     - A dlaczego?
     - Słuchaj, nie mogę ci powiedzieć za dużo, ponieważ tak uznały osoby z góry. Mówiły, że sama masz TO odkryć, a ja mam dopilnować, by nic ci się nie stało do tego czasu. Jeśli TEGO nie odkryjesz, będzie dla nas wszystkich lepiej - Dawał nacisk na słowa które miały określać to... COŚ...
     - Powiedzmy, że coś tam rozumiem... Chociaż domyślam się, że prędko nie dowiem się kim są osoby "z góry", prawda?
     Pokiwał głową.
     - Jak i pewnie czym jest to "coś" co mam w sobie odkryć?
     Znów pokiwał głową.
     - Sądzisz, że prędko to coś odkryje?
     - W sumie, może minąć nawet rok. Ale myślę, że nie nastąpi to wcześniej od następnej wiosny.
     - Czyli dajesz mi prawie cały rok... Pomyślałeś co będziemy przez ten czas robić? - Chyba trafiłam w sedno. Nie pomyślał o tym.
     - Tu mnie masz. Nie pomyślałem - Zmierzwił włosy z głupim uśmieszkiem na ustach.
     - Nie wpadłeś na to, że ja jestem podczas wycieczki szkolnej? Za którą na dodatek zapłaciłam, a ona dalej trwa?
     - No i? Wybacz ale cię nie puszczę. Mam obowiązki - No, trochę go rozmawiałam. Cisza jaka nastała była bardzo wymowna. Nadal patrzyliśmy sobie w oczy. Starałam się cokolwiek z nich odczytać, poznać jakieś jego emocje, czy chociażby to jakim naprawdę człowiekiem jest. Niestety, przez dwa niecałe dni nie da się ocenić czy człowiek jest dobry czy zły, egoistyczny czy uprzejmy, chamski czy pogodny, wredny czy miły, mądry czy głupi. Każda cecha miała jakieś poparcie w zachowaniu...
     - Słuchaj, a nie mógłbyś... - Bałam się, czy będę tego żałować. - Po prostu iść ze mną do obozu i udawać, że jesteś stąd i nam towarzyszysz?
     - Czyli zapraszasz mnie na swoją wycieczkę?
     - Tak jakby... - Może nie brzmiało to jak zaproszenie, ale nie miałam zamiaru dalej żyć przez rok w lesie... - Z której strony nie spojrzysz, za wycieczkę zapłaciłam, na niej mam osoby które się na pewno martwią o mnie, bo nie wróciłam na noc, pewnie wysłali kogoś by mnie szukać... Opiekuni jednak się przejmują tym, że nagle jedna z ich podopiecznych zniknęła bez śladu.
     - Rozumiem... - Przybrał zamyśloną minę. W każdym razie nawet jakby nie przystał na moją propozycję, uciekłabym. Co z tego, że nie wiedziałabym dokąt iść. Zawsze jest jakaś szansa, że akurat znajdę obóz. Lepsze to od ciągłego życia w lesie.
     Ale gdyby się zgodził to... Byłoby ciekawie! Tylko trzeba by zmienić trochę jego wygląd i... Będzie pasował do reszty.
     - Nawet jeśli bym się zgodził na twoją propozycję, jak wytłumaczyć to, że nagle znikasz na noc, potem wracasz z jakimś obcym facetem? - Film o pedofilach, właśnie znalazł punkt kulminacyjny. Rzeczywiście, byłoby to dziwne.
     Moje myśli zaczęły wypełniać pomysły jak można by to logicznie wytłumaczyć.
     - Może... - Widać jego umysł był szybszy - nie, jednak nie... A tak swoją drogą, jak znalazłaś się na skraju lasu?
     - Emm... No powiedzmy, że... Było urządzane coś na wzór szkolnego wf'u. Zmęczyłam się i poszłam odpocząć, pod pretekstem... Potrzeby pójścia do toalety... - Zaśmiał się.
     - Ach, rozumiem - nadal się śmiał - Więc, powiedzmy, że... Poszłaś odpocząć, znalazłaś mnie rannego i opiekowałaś się mną bo krwawiłem i kulałem na jedną nogę. Macie tam jakiś... Punkt medyczny?
     - Tak, mamy.
     - Więc sprawa załatwiona. Idziemy?
     - Nie. Twój plan jest dobry, ale jednak nie wiem jak szybki miałbyś metabolizm, twoje "rany" nie zniknęłyby w ciągu jednej nocy.
    - Fakt. - Nie należał on do... Bardziej rozgarniętych osób, ale to szczegół.
     Rozejrzał się chwilę po okolicy. Sięgnął po swój scyzoryk i podał mi rękę bym go wzięła.
     - Po co mi on? - zapytałam, jednak domyślałam się co tak naprawdę planuje.
     - Rany same z siebie się nie pojawią. Ze skręceniem kostki będzie łatwiej, ale ciężko będzie sobie samemu zadać rany, więc... Mogłabyś?
     - Zwariowałeś?! Mam cię specjalnie okaleczać?!
     - Przecież sama mówiłaś...
     - Mówiłam co mówiłam! Nie mam zamiaru ci nic zrobić!
     - Wiedziałem. - Schował scyzoryk do kieszeni spodni i popatrzył w niebo. Oboje milczeliśmy. Pomyślałam, że trzeba wymyślić co innego.
     - Idziemy. - Wydusiłam z siebie. Nie słyszałam sprzeciwów i pozwoliłam objąć prowadzenie Emilowi. Pomyślałam, że coś się po drodze wymyśli.



     Dotarliśmy do celu w późne popołudnie. Z daleka dało się zobaczyć zbiórkę poobiednią, która miała na celu przedstawienie dalszego planu dnia. Gdzieś tam doszukałam się mojej grupy. Nadia stała przygnębiona obok równie smutnego Bona. Gdzieś tam z boku stał Max, bez większych emocji. W duchu ucieszyłam się, że go widzę. Ale jako, że widziałam jego, musiałam też dopatrzeć się tego blond zwierzęcia, wabiącego się Samanta. Przystanęłam na chwilę.
     - Coś się stało? - zapytał.
     - Nie nic. Chodźmy. - Odpowiedziałam wychodząc z lasu. Emil złapał mnie za ramię które uchwyciłam, drugą ręką łapiąc go z boku w pasie. Ten zaczął udawać, że kuleje na lewą nogę. Na początku nie zwróciliśmy na siebie większej uwagi, ale gdy Emil nadepnął na jakąś gałąź, z łatwością ją łamiąc, parę osób odwróciło się w naszym kierunku.
     - Aadriannna!!! - Zaczęła wołać Nadia pełna szczęścia. Bez opamiętania rzuciła mi się w ramiona, nie zważając na to, że obok mnie jest obcy dla niej typ. W jej ślady poszedł też Bon również mnie przytulając. Max gdzieś zniknął zostawiając Samantę.
     - Nadia...
     - Kto to? - zapytała się odrywając z uścisku.
     - To jest Emil...
     - Dlaczego zniknęłaś na całą noc?! Martwiłam się... - Przerwała nie pozwalając na dalsze przedstawianie mojego towarzysza.
     - Znalazłam go rannego w lesie... Przecież nie mogłam go tak zostawić - Uśmiechnęłam się, starając ukryć kłamstwo.
     - Hej, Jestem Nadia a ty? - zwróciła się do Emila wyciągając dłoń.
     - Emil jestem. Miło poznać - Uścisnął dłoń mojej przyjaciółki.
     Jednak nasze pogaduszki zostały przerwane przez pana Phelesa, zainteresowanego małym zebraniem.
     - Hola! Co to za zebranie?!
     - Dyrektorze! Adrianna wróciła! - Obwieściła Nadia na cały głos. Dyrektor zmierzył nas wzrokiem, tak, jakby nie wierzył w to co widzi.
     - A zatem Adrianno... Przedstawisz nam swojego kolegę?
     Tak oto prawie wszyscy dowiedzieli się o tym, co działo się zeszłej nocy. Brakowało tylko Maxa. O dziwo Samanta słuchała, nie zniknęła razem z nim. Dziwne...

     Z okazji tego, że mieliśmy "rannego" nasze zajęcia zostały na chwilę wstrzymane, a Pheles kazał nam iść do swoich namiotów. Nadia zachwycona moim powrotem nie mogła się pohamować, od zalania mnie wodospadem pytań. Na każde z nich cierpliwie odpowiedziałam, chociaż bolało mnie to, że w większości musiałam kłamać. Oczywiście nie obyło się od pytania, na temat mojego koloru oczu. Odpowiedziałam, że nawet nie zauważyłam jak zmieniły kolor na zielony. Uwierzyła.
     Po chwili dołączył do nas Bon z Emilem i Samantą. Podobno musieli chwilę porozmawiać, ale nie chcieli nam zdradzić o czym. Dalej nie było śladu po zgubie o imieniu Max.
     - Bon... Nie wiesz gdzie Max? - zapytałam
     - Emm... - zaczerwienił się. Widocznie szykował się by skłamać - On... Poszedł... Pogadać z lekarzem! Wspominał, że źle się czuje! - Popatrzyliśmy na Sam, a ta skinęła głową na potwierdzenie. Widocznie nie chcieli powiedzieć prawdy.

     Ale jednak po jakimś czasie zjawił się Max we własnej osobie, w naszym namiocie. Prześledził nas wzrokiem i zatrzymał się na Emilu. Popatrzył na niego z przerażeniem w oczach.
     - Co on tu robi?! Skąd się tu wziąłeś?! - Nie było to zwykłe przerażenie na widok obcej osoby. Wyglądał jakby miał zaraz rzucić się Emilowi do gardła, co z pewnością doprowadziłoby do niemałej bójki.
     - Emm...? - zapytał zdziwiony Emil.
     - Nie udawaj niewiniątka! Dobrze wiesz kim jestem! Myślisz, że ot tak możesz sobie wrócić?! - Max był coraz bardziej rozwścieczony.
     - Ale o czym ty mówisz?! - Rzuciła moja przyjaciółka do Maxa. Nadia wstała powstrzymując obu od bójki. W jej ślady poszedł Bon, starając się przytrzymać przyjaciela. Max posłał swoje spojrzenie na mnie i znowu na swojego chyba wroga.
     - Więc teraz Ada co?! Nie myśl, że tak łatwo ci pójdzie! Nie, nie! WYNOŚ SIĘ STĄD!!! - Wrzeszczał już Max. Nie wiedząc co się dzieje gestem ręki wyprosiłam stąd Emila, zapewniając, że zaraz do niego przyjdę.
     - Max, co w ciebie wstąpiło?! - Zrobiła się niezła awantura, nawet Bon zaczął krzyczeć - Nie możesz ot tak sobie krzyczeć z chęcią mordu na każdą nowo poznaną osobę! Ogarnij się! - Max trochę się uspokoił po tym, jak Emil opuścił namiot. Usiadł na rogu kanadyjki.
     - Jaką tam "nowo poznaną osobę"... Znamy się. - Na naszych oczach malowało się zdziwienie. Znali się? Ale skąd, jak, kiedy?
     - Znacie się? - zapytała cicho Nadia.
     - Tak, chodziliśmy razem do podstawówki... - zaczął smętnie. - Jak wiecie, do gimnazjum dołączyłem do was, wraz z Adrianną i Samantą. Przedtem Emil był moim kumplem. Trzymaliśmy się razem. Aż zaczął chodzić z Sam.
     - Chodziłaś z nim? Znaczy... Byliście parą? - zapytał Bon Samantę.
     - Tak byli ze sobą - Dokończył Max - Wtedy z Emilem zaczęło dziać się coś dziwnego... Opuszczał coraz więcej zajęć, zaczął pyskować do nauczycieli. Wzorowy uczeń zszedł na złą drogę. Potem dowiedziałem się, że... dołączył do jakiegoś gangu który składał się głównie z Licealistów i Studentów... z tego co mi wiadomo zajmowali się hazardem i niestety narkotykami... - Coś we mnie pękło. Nagle się okazało, że osoba którą zdążyłam polubić... ma jakiś związek z narkotykami... Kompletnie nie wyglądał na taką osobę! - Wtedy popadł w nałóg, próbował wciągnąć w to Samantę, przez co ta miała kłopoty... Tamtejsi ludzie zaczęli jej grozić, szantażowali ją... Nie mogłem tego znieść. Świadomie rozwaliłem ten związek i razem uciekliśmy od niego. Szczęście było po naszej stronie i przeprowadziliśmy się.
     - Jak? Tak razem w jednym czasie? Przecież wtedy jeszcze nie byliście razem... - Wtrąciła Nadia.
     - My? Samanta to moja kuzynka! - Kolejny szok, dzisiejszego dnia. Okazało się, że Sam nie była z Maxem... przecież to rodzina... Ale to nie tłumaczy, dlaczego się tak do niego kleiła - Moi rodzice adoptowali Sam kiedy była mała... Nie będę zdradzać szczegółów, bo to mało istotne. W każdym razie Emil brał narkotyki, uzależnił się i naraził poważnie Samantę na niebezpieczeństwo. Od tamtej pory przyrzekłem sobie, że będę ją chronił. Jak i każdego, kto ma jakikolwiek związek z tym debilem! - Dyskretnie spojrzał na mnie.
     - Właśnie w tym gangu zrobili mi tatuaż pod przymusem - Samanta odwróciła się i pokazała nam swoją prawą łopatkę. Widniał na niej czarny wąż który jadł własny ogon.

     Nie mogłam uwierzyć w to wszystko. Jak ktoś taki miły, przystojny mógł brać dopalacze?! Alkohol jestem w stanie zdzierżyć, ale nigdy, nigdy nie zaakceptuję papierosów ani narkotyków!
     Jak można samemu, z własnej nie przymuszonej woli sięgać po coś, co zagraża naszemu zdrowiu? Głupota.
     Wybiegłam z namiotu w poszukiwaniu Emila. Nigdzie go nie było. Sprawdziłam nasz punkt medyczny, ale powiedziano mi, że od dłuższego czasu nikt go nie widział.
     Uciekł? Myślałam, że ma mnie pilnować...
     - Chodź przeziębisz się - Usłyszałam męski głos za sobą. Z nadzieją odwróciłam się i myślałam, że przede mną stanie Emil. Niestety myliłam się.
     - Max? - W oczach zebrały mi się łzy - Czy to prawda? To co mówiłeś o Emilu?
     Nastała cisza. Widząc moje łzy przytulił mnie. Nie opierałam się.
     - Niestety... - Zaczęłam się zastanawiać dlaczego tak zareagowałam. Przecież znałam go niecałe dwa dni, a ja przez niego teraz płaczę, w ramionach osoby która by mnie nie okłamała i darzyłam ją głębszym uczuciem niż tego... przestępcę.
     Odtrąciłam go delikatnie. Otarłam łzy i uśmiechnęłam się.
     - Nie ma go... - Stwierdziłam.
     - Miejmy nadzieję, że szybko się nie pojawi. - Położył swoją dłoń na mojej głowie i poczochrał moje włosy, doprowadzając nas do śmiechu. Wróciliśmy do namiotu, gdzie czekały osoby ważne w moim życiu. Bałam się, że przeze mnie mogło by się to zmienić.


     Późnym wieczorem zakończyła się zabawa w podchody. Niestety moja drużyna przegrała, ale mieliśmy niezłą zabawę. Zadania były wyszukane, ciekawe i przede wszystkim oryginalne. Pasowały do każdego. Większość ujawniała lęki, co tylko prowadziło wszystkich do śmiechu.
     Zmęczeni wzięliśmy prysznice i ułożyliśmy się do kanadyjek. Po mojej prawej smacznie spała Nadia. Miałyśmy tyle dobrze że nasze głowy były przy "ścianie" namiotu w głębszym rogu. Po lewej do snu układała się Samanta. Zazdrościłam Nadii. Miała łóżko w rogu, na dodatek nie spała obok blond zwierza.
     Chłopacy mieścili się naprzeciwko nas, w odstępie między kanadyjkami, wielkości krawężnika. Bliżej wejścia umieściliśmy półki na nasze najpotrzebniejsze rzeczy, a przy samych "ścianach" wejścia były nasze ubrania. Ustawienie takie, dało nam całkiem sporo miejsca na samym środku.
     W końcu trzeba iść spać... Szybko mi nawet poszło.

     Jej! Znowu ten sen! Ciekawe co się stanie jak nie złapię żadnej kartki, poczekajmy [...]
     Lecą i lecą. Chyba nie skończy się dopóki jakiejś nie złapię... Dobra, zobaczmy co tym razem nam się trafi... Acha i muszę jutro wszystkie zapisać... Ciekawe czy jakieś będą się powtarzać...


Gdy ta, tonęła w żalu,
Nie było nikogo,
kto poda dłoń i wstać pomoże...
Smutek pogłębiał się bez ustanku,
osiągając apogeum...
Coś w niej pękło,
Nie dała rady, skoczyła...


     Obudziłam się gwałtownie z ciężkim oddechem. Wszyscy spali.
     - Koszmar? - usłyszałam głos obok siebie. Serce stanęło mi w gardle.
     - Sam! Nie strasz mnie tak! - szepnęłam by nikogo nie obudzić.
     - Przepraszam, nie chciałam...
     Nastała chwila ciszy. Tylko moje głębokie oddechy ją zagłuszały.
     - Musimy porozmawiać...
     - O czym?
     - O Maxie - Na start zniechęciła mnie do rozmowy. Jakoś nie lubiłam o nim rozmawiać. Bałam się tego momentu w którym nastanie pytanie czy go lubię. Zwłaszcza, że mam o tym rozmawiać z osobą której nie znoszę!
     - O czym konkretnie?
     - My naprawdę wyglądaliśmy jak para? - Ulżyło mi. Temat nie zapowiadał, że zejdziemy na moje uczucia do niego.
     - Można tak powiedzieć... Przez ciebie trochę...
     - Co zrobiłam źle?
     - Nic źle nie zrobiłaś! Po prostu no... Ermm... - Nie wiedziałam jak to ubrać w słowa...
     - Wal prosto z mostu!
     - Po prostu się za bardzo do niego kleiłaś... Przytulasy, buziaki... Rozumiesz chyba naszą reakcję nie?
     - Trochę rozumiem... Ale wiesz... Moi rodzice rozwiedli się jak miałam dziesięć lat. Mój ojciec był alkoholikiem, kilka razy musiała ingerować policja. Matka zawsze go broniła, mimo to, że przychodził do domu pijany, bił mnie i mamę... Nie mogła się pogodzić z tym, że jej mąż jest uzależniony. Mieli go zamknąć w więzieniu, kiedy mama jakoś go wybroniła. Nie wiem dlaczego wtedy ją uderzył i bez słowa wybiegł z domu... Tego samego dnia zginął w wypadku samochodowym.
Po śmierci ojca, mama zaczęła ciężej pracować... Ledwo starczyło na nasze utrzymanie a ona jeszcze część pieniędzy oddała dla biednych... Zawsze trzymała się myśli "Lepiej jest zostać zranionym, niż ranić" Miesiąc po śmierci ojca, sama zmarła z przepracowania. Wtedy przygarnęli mnie rodzice Maxa. Zaczęłam ich traktować jak prawdziwą rodzinę, a Maxa lubiłam najbardziej. Zawsze spędzaliśmy razem czas. Później w gimnazjum poznał Bona... Dalej już chyba znasz historię...
     - Tak... Ale dlaczego mi to mówisz? - Nie spodziewałam się, co przechodziła. Zrobiło mi się jej żal, ale nadal coś mnie od niej odpychało.
     - Mam dość tego, że mnie nie znosisz! Chcę zakopać topór wojenny, Ada! Nie możemy się wiecznie kłócić! Jesteśmy już dorosłe, za rok osiemnastka. Nie bawmy się jak małe dzieci... - Nie wiedziałam co powiedzieć; mówiła szczerze. Nie lubiłam ją przez to, że ciągle przystawiała się do Maxa. Chyba nie powinnam być na nią obrażona, skoro są rodziną?
     - Masz rację... Zgoda? - wyciągnęłam do niej dłoń z uśmiechem
     - Jasne! - Odwzajemniła uścisk.
     Z tą dobrą myślą ponownie zasnęłam. Ciekawe ile gadałyśmy? Straciłam rachubę. Nawet nie wiedziałam o której się wybudziłam... I jeszcze ta kartka ze snu... tak... muszę je zacząć zapisywać...
     Zyskałam przyjaciółkę? W sumie zawsze byłyśmy w jednej paczce, ale ona była w niej tylko ze względu na Maxa. A teraz wiadomość, że są rodziną! Dlaczego nikt wcześniej nie zwrócił na to uwagi? Nie rozumiem...


~Podobało się? Komentuj!~

     Przepraszam za tak długą przerwę! Całe ferie mnie nie było ;-; Ale było to spowodowane tym, że nie miałam kiedy pisać... Ogółem rozdział lekko przedłużyłam w ramach rekompensaty ;p
     Cóż, do poczytania!

1 stycznia 2015

Rozdział #6 Nowy

W poprzednim rozdziale...

- Nie zamierzam spać, jest tu zbyt niebezpiecznie - Acha, dzięki, teraz już w ogóle nie zasnę!

Udało mi się wytrzymać jakieś dwadzieścia minut, ale sen okazał się silniejszy. Nie zważając na tamtego chłopaka, poszłam spać.



Ranek zapowiadał się świetnie. Słońce przedzierało się przez liście drzew, tworząc ciekawe wzory na trawie. Gdzieniegdzie ganiały króliki, mijając przeszkody, utworzone przez matkę naturę. Miały widocznie sporo zabawy. Wyglądały tak słodko i beztrosko. Wszelakie zwierzęta z okazji nastania nowego dnia, leniwie poszukiwały czegoś do jedzenia.
Rozejrzałam się wokoło. Flora lasu, jak i fauna, zdawały się nie zwracać na mnie najmniejszej uwagi. Jakby mnie tam nie było. Dzięki temu mogłam podziwiać całe piękno letniego lasu, które zasługiwało na dużo więcej uwagi, niż miało.

     - Obudziłaś się? - No tak, jak mogłam zapomnieć, że nie jestem tu sama.
     - Tak... Która godzina? - zapytałam z przyzwyczajenia.
     - Coś około dziewiątej, patrząc na słońce. - Odparł. Umiał wyczytywać godzinę z położenia słońca... Już miał u mnie plusa. - Wstawaj, musimy gdzieś iść. - Zażądał, a ja nie wiedzieć czemu zaraz się podniosłam. Jednak po chwili tego żałowałam. Spanie na twardej ziemi, dawało o sobie się we znaki. Ból przeszył moje plecy bezlitośnie, co zmusiło mnie do cichego jęknięcia i podniesienia się do siadu.
     - Wszystko w porządku? - zapytał z przejęciem.
     - Nie... Spałam na twardej i zimnej ziemi! Nie jest to dla mnie codzienność, jak dla co niektórych... - W sumie, było możliwe, że on tak sypiał. Przez chwilę pomyślałam, że to było wredne... Mam nadzieję, że go nie uraziłam za bardzo...
     - Rozumiem. - Rzucił od nie chcenia i podszedł do mnie. Stanął za moimi plecami. Trochę się przestraszyłam. Już chciałam się obrócić i go... Delikatnie mówiąc "szturchnąć".
Powstrzymałam się, czując jego ciepłe dłonie na moich ramionach. Przez chwilę nie wiedziałam co zamierza, ale po chwili zaczął masować obolałe części moich pleców i ramion. Było... Przyjemnie. Jego duże i gorące ręce, były do tego stworzone... Możliwe, że był masażystą? Nie, co jak co, ale to ostatni zawód, jaki bym się po nim spodziewała.
     - Dlaczego to robisz? - zapytałam głosem pełnym rozkoszy, którą obdarowywał moje ramiona...
     - Tak jakoś... Musisz być w pełni sił. Czeka nas... Emm... Powiedzmy że, dużo wysiłku - Ciekawe co miał na myśli... Cóż, ważne, że ból znika... Czemu tak mi się to podobało? Przecież to tylko... Obcy facet, który nie chce pokazać swojej twarzy, nie chce zdradzić swojego imienia, ani nic o sobie... Ale biło od niego ciepło, takie przyjemne... Zdobył właśnie kolejnego plusa.

Wtem moja przyjemność zakończyła się. Wstał i zachęcił gestem dłoni bym wstała. Jak chciał, tak uczyniłam. Przygotowałam się na kolejny zastrzyk bólu, lecz nic takiego nie poczułam. Jedyne co mnie bolało to dłoń, pewnie komar mnie ugryzł w nocy jak spałam. Moje plecy jak nówki, jak nowo narodzone.
     - Dzięki. - Powinnam mu dziękować?
     - Nie trzeba. Idziemy. - Dlaczego zawsze był taki oschły, zimny i bez uczuć? Jedynie jego dłonie były ciepłe. Trzeba go jakoś przekonać, żeby w końcu zaczął gadać jak człowiek z człowiekiem, a nie... Człowiek z kamieniem. Odebrałam jednego plusa, zostawiając go z jednym.
     - Jak masz na imię? - Zaczęłam niewinnym pytaniem.
Cisza.
     - Emil, "Ten, który rywalizuje"
     - "Ten, który rywalizuje"? - powtórzyłam. 
     - To takie... Stwierdzenie opisujące moje imię.
     - Czyli interesujesz się znaczeniem imion?! - Mogę powiedzieć, że to niecodzienne zainteresowanie. - A co oznacza moje imię?
     - Twoje imię nie ma dokładnego znaczenia. Adrianna "Należąca do miasta Hadrii". Hadria mogła się pochwalić wspaniałymi portami i zdolnościami pływackimi swoich mieszkańców. Możesz interpretować to jako... Pochodzenie z pięknego miasta. - Kiedy mu się przedstawiłam? Ech... Ale chyba to była jego najdłuższa wypowiedź jaką słyszałam... Brawo!
     - Łał, fajnie. Skąd tyle wiesz?
     - Tak jakoś... - Zrozumiałam że nie chce teraz o tym gadać... Ale znów zdobył plusa. Jak on to robi?

Wędrowaliśmy ścieżką, wydeptaną przez zwierzęta. Świerzy wiaterek kołysał delikatnie moje włosy i roznosił świeżość lasu. Podążałam za Emilem. Ładne imię. Ani trochę nie pasowało mi do niego. Emil kojarzył mi się z wysokim chłopakiem, opalonym i przede wszystkim przystojnym. Ten Emil był... Blady. Wysoki na pewno o jakieś dwie głowy wyższy ode mnie... Chociaż wszystko jest ode mnie wyższe więc...

Nie widziałam czy jest przystojny... Cały czas miał na twarzy te kominiarkę. I tylko duże niebieskie oczy mogłam zobaczyć... Po oczach nie stwierdzę czy jest przystojny czy nie!
     - Jesteśmy - oznajmił. Przed nami była góra, nie wysoka. Z środka wypływała woda, która spływając z kilkunastometrowego klifu, tworzyła bajorko z krystalicznie czystą wodą, która znalazła szpary w "skalnej misce", tworząc małe wodospady, a następnie małe rzeki, spływające w dół lasu. Wokoło nie było dużo drzew, dzięki czemu słońce idealnie oświetlało wodę.
Cały krajobraz, wyglądał jak z bajki.

Wyobraźcie sobie, że to jest większe i głębsze... Cóż innego nie znalazłam ;-;

     - Po co tu przyszliśmy? - zapytałam dalej podziwiając to magiczne miejsce z zachwytem.
     - Heterochromia.
     - Że co proszę?
     - Heterochromia. Człowiek posiadający dwa różne kolory oczu. - Będzie się teraz nabijał? Na wszelki wypadek spuściłam wzrok. I bezczelnie zmienił temat...
     - I co w związku z tym?
     - A więc jeszcze nie wiesz... Proszę, to dla ciebie. - wręczył mi małe, białe pudełko.
     - Prezent? Przepraszam nic dla ciebie nie kupiłam... Było ostrzec, że mam coś zabrać, zanim mnie porwałeś. - Zachichotał cicho. Jedak umiał to robić. 
     - Otwórz - zażądał. Posłusznie otworzyłam pudełko. W środku było coś... Coś... Eee?
     - Co to?
     - Soczewka. Nie będziesz musiała się martwić o kolor swoich oczu.
     - Ale... Ona jest... Przezroczysta? - Pierwszy raz coś tego typu widziałam.
     - Kolor twoich oczu jest wyjątkowy. Dlatego ta jest specjalna i sama dopasuje odpowiedni odcień. - Jakaś nowa technologia? Samodzielna soczewka, mądre.
     - Nie musiałeś ale... Dziękuję.
     - Pomóc ci założyć?
     - Nie, dziękuję. Poradzę sobie. - Tak, w końcu pierwszy raz w życiu miałam do czynienia z soczewkami, na pewno sobie poradzę.

Delikatnie wyjęłam ją ze swojego opakowania i starałam się nie wydłubać sobie oka. Jednak coś mi nie wychodziło.
Widząc to, Emil podszedł i chciał mi pomóc. Chwilę się wahałam, ale jednak wiedząc, że prędzej pozbawię się oczu, niż założę to "coś".

Emil, delikatnie chwycił moją twarz, rozchylając przy tym jedno oko, zmuszając mnie, do spojrzenia prosto w jego niebieskie oczy. Poczułam na policzku jego ciepły oddech delikatnie muskający moją skórę. Jego palec wskazujący zasłonił część widoku. Tak bardzo miałam ochotę mrugnąć!
     - Gotowe. I jak?
     - Już? Zero różnicy - Obeszło się bez bólu i krwawienia. Podeszłam do wody i przyjrzałam się swojemu odbiciu. Chyba dał mi zepsutą soczewkę. - Emm... Coś ta twoja soczewka nie działa... - Plus, czy minus?
     - Działa. Twoje oczy są zielone. Tylko ty ich nie widzisz. Ale każdy poza tobą widzi zielony odcień.
     - A czemu nie niebieskie?
     - Widocznie uznała, że taki bardziej ci pasuje - zażartował. Dobra, zasłużył na trzeciego plusa.

Chyba zebrał w sobie odwagę i zdjął wreszcie swoją kominiarkę ukazując swoją twarz.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to jego kolor włosów. Czyste blond włosy opadały delikatnie na jasne brwi. Włosy nie były krótkie ani długie. Rysy twarzy wyraźne ale jednocześnie miały w sobie coś z małego dziecka, co sprawiało, że... Wyglądał słodko! I dziwnie mi kogoś przypominał... Tylko kogo? Czwarty plus.

Popatrzył na mnie pytająco. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że wlepiałam swoje oczy, prosto w jego.
     - Aż taki okropny jestem? - zapytał mierzwiąc swoje włosy i pokazując swoje białe uzębienie.
     - Nie, nie. Wręcz przeciwnie... - Zarumieniłam się lekko. Rozmarzyłam się? Możliwe...

Nadal nie przestawał mnie zaskakiwać. Najpierw zdjął kominiarkę a teraz koszulkę, która skrywała blade, wyrzeźbione ciało. Nie było ono może idealne, ale miało... Kaloryfer. Nie znaczny, ale miał. On to robił specjalnie? Moje policzki wręcz płonęły. W końcu stał, oświetlany przez promienie słoneczne, w samych luźnych spodniach. Piąty plus.
     - Weź się tak nie patrz... To krępujące trochę... - Znowu złapał się za głowę, gładząc swoje włosy. - Teraz twoja kolej.
     - Że co?! - Czy on chciał...?
     - Rozbieraj się. - Rzekł triumfalnie z uśmiechem na twarzy. Nie mówił poważnie; za bardzo był uśmiechnięty i wyraźnie weselszy niż wcześniej.
     - Nie zamierzam - Odpowiedziałam również się uśmiechając.
     - W takim razie nie mam wyboru... - skierował się w stronę lasu do cienia. Rozejrzał się dookoła. Nie wiedziałam co mam robić, więc... Po prostu stałam.
Wziął rozbieg i dosłownie rzucił się na mnie, wrzucając nas obu do lodowatej wody. Zamknęłam oczy, chciałam pisnąć ale byliśmy już pod wodą, nie zdążyłam nawet nabrać powietrza. Chłód od razu mnie rozbudził i przez przypadek otworzyłam oczy. O dziwo nic mnie nie szczypało. Zobaczyłam przed oczami jego twarz, blond włosy nie przysłaniały już twarzy. Wyglądał... Tak znajomo...
Uśmiechnął się. Poczułam jak mnie obejmuje. Było tak przyjemnie... Ciepło jego ciała było ukajające. Włosy wpadały lekko na niego, informując mnie, że płyniemy w dół. Odwzajemniłam uśmiech. Drań wrzucił mnie do lodowatej wody z zaskoczenia, bez pytania mnie o zdanie! Szósty plus dla niego.

Przed zdjęciem z siebie kominiarki był oschły, zimny. Teraz widziałam, że był dobry, pogodny i miał w sobie coś co sprawiało, że... Od razu można było go polubić. Ale nie wyglądał na takiego, co omota sobie kogoś wokół palca i później oleje. Był szczery. Tyle dało się wyczytać z jego niebieskich, dużych oczu, które ukrywały większość emocji.

I nagle przed oczami pojawił mi się Max. Co on tu robi? Pojawił się przy rozmyślaniu o Emilu.
Miało to coś ze sobą wspólnego? Raczej nie. Chociaż teraz mogłam przyznać, że... Kiedyś Max górował w moich myślach... Znaczy, dalej w nich siedzi (prędko raczej nie wyjdzie) ale... Wychodzi na to, że teraz ma sąsiada.

Jedno wyjście: Poznać zamiary i plany Emila... Bez powodu by mnie tutaj nie przyprowadzał...

~Podobało się? Komentuj!~

Jest! Jak wam się podoba Emil? Zasłuży na więcej plusów, czy sześć to wystarczająca ilość? ;)
I można to potraktować jako prezent na Sylwestra :) 
Więc zdrowia, szczęścia w miłości i pieniędzy <3 
Chociaż spóźniłam się trochę, bo właśnie wybiła godzina 0:40 :/
Mam słabą głowę ;-;

22 grudnia 2014

Rozdział #5 Oczy

W poprzednim rozdziale...
Uśmiechnięta udałam się w stronę lasu, do łazienki miałam za daleko, poza tym, wcale mi się nie chciało. Po prostu musiałam odpocząć.
Usiadłam przy jakimś drzewie, cały czas miałam wrażenie że nie jestem tu sama. Ktoś mnie śledził. Nagle poczułam ostry ból z tyłu głowy. Wszystko przed oczami się rozmazało... Nastała ciemność.

     Obudziłam się po jakimś czasie z ostrym bólem z tyłu głowy. Jednak nie mogłam otworzyć oczu... Jakaś opaska?
     Czułam, że ktoś mnie niósł... Chociaż to chyba nie było dobre określenie. Co prawda ktoś niósł mnie, ale nie biegliśmy... Miałam wrażenie że unoszę się w powietrzu na czyiś rękach.
     Nie szarpałam się, nie próbowałam się uwolnić. Dalej udawałam, że zemdlałam. Byłam zwyczajnie ciekawa, co się ze mną stanie. Osoba, będąca ewidentnie odpowiedzialna za mój ból głowy, to mężczyzna. Charakterystyczne duże dłonie i ciężki oddech, mimo to, ledwo słyszalny.
     - Widzę że się obudziłaś. - jego głos był taki... Przede wszystkim obcy. Ale taki... No inny, słów brakuje na określenie takiego głosu! Jednak nie zamierzałam odpowiadać. Nie wiem dlaczego byłam nieziemsko spokojna. Ciekawe dlaczego?
     Ból głowy nadal nie ustępował, a my nadal się przemieszczaliśmy. W końcu, po dość długim czasie, nadal w lesie. Odłożył mnie, opierając plecami o drzewo. Dopiero teraz poczułam, że mam związane ręce! Super, ciekawe co teraz będzie...
     Położył coś na ziemi, potem coś potarł o siebie i rozbłysło światło, które z łatwością przebijało się przez moje opaski, które zaraz ściągnął. W końcu mogłam cokolwiek zobaczyć. Byliśmy w lesie, prawie całkiem ciemno. Ten facet był ubrany cały na czarno z kominiarką na głowie, spod której widniały duże, niebieskie oczy, które teraz wlepił w moje, dwukolorowe. Pokręcił głową, wstał, dołożył drewna do ogniska i usiadł obok mnie opierając się o sąsiednie drzewo.
     - Nie uciekasz? - Zapytał.
     - Dokąd? Nawet nie wiem gdzie jestem... - w moim głosie nie było ani grama strachu.
      - Również nie robisz nic, żeby się tego dowiedzieć - stwierdził, jakby zawiedziony, że nie jestem ciekawa swojego położenia.
     - To może mi powiesz? - szczerze? Nie liczyłam, że odpowie.
     - Niestety nie mogę ci tego powiedzieć - właśnie. - Jedyne co mogę powiedzieć, to to, że jesteś bezpieczna.
     - To znaczy, że dotychczas byłam w... Niebezpieczeństwie?
     - Można tak to ująć... Jesteś cała? Nic cię nie boli? - Zapytał pełnym troski głosem.
     - Nie poza tym, że dostałam od ciebie czymś w głowę!
     - Nie ode mnie - odpowiedział twardo.
     - W takim razie od kogo? - zapytałam widząc że sam mi nie powie.
     - Nie mam pojęcia, ale gdyby nie ja, mogło by ci się przydarzyć coś o wiele gorszego. - W jego głosie, można było wyczuć smutek.
     - Czyli... Powinnam ci dziękować?
     - Jeszcze nie czas na podziękowania - Wedle życzenia!
     - To... Co teraz ze mną będzie?
     - Zobaczymy jutro, jak nie uciekniesz to zobaczymy. Odradzam ucieczki bez żadnej broni, samotnie po lesie. - Jego wyraz twarzy był taki, jakby rozmawiał z dzieckiem o tym, że w lesie straszy. Dlaczego miałabym uciekać? W którą stronę? Jak daleko do obozu? [...] Chociaż mając nawet te informacje, nie uciekłabym. Po prostu byłam ciekawa co będzie dalej. Przecież raczej mnie tu nie zostawi, jak mnie uratował... Nawet nie wiem przed kim.
     Widoczność była coraz bardziej ograniczona z powodu coraz bardziej, zbliżającej się nocy. Telefon rozładowany... Co teraz?
     - Wiesz co ci się stało w oko? - zapytał ciekawsko
     - Nie... - mówiąc to, podniosłam opaskę z ziemi i nałożyłam na oko. Mężczyzna wstał i pochylił się nade mną. Nic nie mówiąc czekałam na jego ruch. Popatrzył na moje włosy i twarz.
      - Masz - Powiedział wyciągając rękę z kocem. Tylko popatrzyłam na niego pytająco - Nie będziesz raczej spała na ziemi?
     - A ty? - zapytałam, bo nie chciałam przyjąć koca.
     - Nie zamierzam spać, jest tu zbyt niebezpiecznie - Acha, dzięki, teraz już w ogóle nie zasnę!!!
     Udało mi się wytrzymać jakieś dwadzieścia minut, ale sen okazał się silniejszy. Nie zważając na tamtego chłopaka poszłam spać.
     I koszmar... Złapmy kartkę, ciekawe co dzisiaj ciekawego będzie.


Była jedna dziewczynka, inna od wszystkich...
Odizolowana od reszty świata...
I jej bliźniacza dusza,
Która ją zaakceptowała...
Razem potajemnie żyły,
Z dala od skłóconej rodziny...

I wszystko znika... Jak zawsze...

~Podobało się? Komentuj!~

     Mamy kolejny! ^^ Trochę długo to trwało i nie wyszedł najdłuższy, ale wena mnie opuściła :/
Cóż, do kolejnego razu! Dzia~!

12 grudnia 2014

Rozdział #4 Ból

Ona nie słyszy o kim mówiłam... Nie słyszała jak mówię "Mephisto"... Co tu jest zgrane!? Czy tylko ja to słyszę?! [...] Właśnie... Tylko ja to słyszę! Co tu się wyrabia?!
Po śniadaniu poszłyśmy na chwilę do namiotu. To co zobaczyłam w środku, załamało mnie...
- Samantha... Co ty tu robisz?! - warknęłam z osłabieniem i nerwami
- No jak to co? Czekam na Maxa - Odpowiedziała
- A czemu u nas w namiocie? - Nadia chyba zauważyła że nie mam siły z nią gadać.
- Opiekun powiedział, że od teraz wy dwie dzielicie namiot ze mną, Maxem i Bonem - Super... Dlaczego akurat oni? Nana wydawała się być wielce zadowolona, pewnie przez Bona. W sumie ja też powinnam być choć trochę zadowolona... Bo Max... Ale to chodzące blond zwierze kręcące się wokół niego, mnie denerwowało... Dlaczego, kurde ja?! Dlaczego ona?! Ratunku...
- Gdzie mogę położyć swoje rzeczy?
- Tam - wskazałam palcem wolne łóżko z rogu. Miała tylko trzy walizki, po niej spodziewałam się co najmniej dziesięciu. W końcu to cały miesiąc...
- Siemka! - Zawołał jakiś męski głos i zaraz do namiotu weszła dwójka chłopaków. Pierwszy, Bon, wysoki brunet z blond końcówkami włosów, nie farbowanymi z zielonymi oczami. Chudzielec, mogę powiedzieć nawet że anorektyk. Drugi, Max. Kruczoczarne włosy i równie czarne oczy i blada cera. Minimalnie wyższy od Bona, dobrze zbudowany. Zawsze ubiera się na czarno, czasami na szaro. Ale i tak wygląda nieziemsko!
- Max'iu! - Zawołała Samanta po czym rzuciła się na szyję chłopaka. Ten lekko się uśmiechnął i odwzajemnił uścisk. Jednak jego oczy mówiły co innego... Były takie... Inne niż zwykle...
- Coś się stało? - zapytał mnie. Dopiero sobie zdałam sprawę, że cały czas się wpatrywałam w jego oczy
- Nie! Nic, nie ważne! Nic się nie stało! - zaczęłam panikować, policzki aż płonęły, nie wiedziałam co robić. Jego głos był taki, taki! Idealny...
- Gdzie mogę położyć nasze rzeczy? - zapytał Bon nie czekając na odpowiedź. Rzucił walizki na środek namiotu zawalając jedyne przejście pomiędzy łóżkami, do prowizorycznych przebieralni.
- Bon, ledwo się powitałeś i od razu robisz syf.
- Nie przesadzaj, tylko położyłem walizki...
- Nie wpadłeś na to, że nie jesteś u siebie?! - I zaczęli się kłócić, co skutkowało odepchnieciem gdzieś na podłogę Samanty, rozwaleniem po namiocie ubrań które znajdowały się w walizkach  i oczywiście wszystko co było na półkach momentalnie znalazło się na podłodze.
- Nie kłóćcie się! - zawołała Nadia widząc że na ramionach i nogach Bona, zaczęły się pojawiać siniaki, co oczywiście nie podziałało... A Samanta siedziała w rogu i kibicowała swojemu ukochanemu... Banda dziwaków.
Nagle ni stąd ni z owąd, przestali się bić i zaczęli się śmiać.
- Co to za hałasy?! - zapytał męski głos zza namiotu, który natychmiast podniósł wysokich na baczność.
- N-nic się nie dzieje! - odpowiedział Bon, głosem niczym postać z przedstawienia nauczona swojej roli na pamięć.
- Macie mi mówić "Per Pan Szef" zrozumiano?!
- Zrozumiano pan Szef! - odpowiedzieliśmy wszystcy jednocześnie. Zaczęłam się zastanawiać czy to mu będzie odpowiadać... Chyba trochę niepoprawne stylistycznie to jest...
- I tak ma być! - czyli jednak nie zwraca uwagi na poprawność stylistyczną... Ciekawe jaką miał ocenę z polskiego... Jeśli w ogóle ukończył szkołę.
Opuścił nasz namiot. Chłopacy zaczęli rozpakowywać swoje rzeczy, Nadia coś czytała, od czasu do czasu zerkając na Bona i poprawiając swoje ciemno-brązowe włosy, a ja myślałam. Myślałam nad moją rodziną. Nad tym że mój ojciec miał coś wspólnego z narkomanią, i jeszcze wmieszał w to moją matkę! Gdyby nie on, mama ciągle by żyła! Jak on mógł być taki nieodpowiedzialny? Nienawidzę go! [...] Co mi da użalanie się nad nim? Nie przywrócę tym mamy do życia... A moja obecna matka mogła by chociaż trochę okazać mi ciepła rodzinnego, a nie ciągle narzekać, że to przeze mnie nie może znaleść sobie faceta. W takim razie po co mnie adoptowała? Mogłam zostać w domu dziecka i czekać na jakąś inną rodzinę...
- Adrianna, co ci się stało w oko? - zapytał ktoś. Odwróciłam się do tyłu, a tam Max. Przez chwilę nie wiedziałam co powiedzieć
- A nic poważnego - chyba nie dał się nabrać...
- Nie chcesz to nie mów - a jednak. Chwila... Zauważył moją opaskę na oku, czyli zwrócił na mnie uwagę! Gdybym mogła, zaczęłabym piszczeć na cały głos!
- Właśnie co ci się stało? - nagle wszyscy z namiotu zebrali się wokoło mnie. Wlepiali swoje oczy w moje.
- N-nic takiego...
- Możecie przestać ją męczyć? - zapytała groźnie Nana, chcąc mnie chronić. Chyba.
- Jesteśmy po prostu ciekawi...
- Jak zechce to wam powie! - Już chciałam rzucić tekstem typu "mój rycerz na białym koniu!" ale szybko się powstrzymałam, gdybym to powiedziała wyszłabym na kretynkę. Ale podziałało, zaraz się rozeszli do swoich zajęć, tylko Max czasami na mnie zerkał, z niepokojem w oczach.
Reszta popołudnia zleciła szybko do nastania wieczora, gdzie mieliśmy się zebrać na obiado-kolację. Nie wiem dlaczego, ale jakoś nie miałam ochoty tam iść... Może to przez Maxa?
Zaczęłam się przyglądać Samancie. Tak baz powodu, chciałam wiedzieć co on w niej takiego pociągającego widzi. Moją uwagę przykuły jej oczy... Były takie... Jakby nie pasowały do całej reszty, nie pod względem wyglądu, ale pod względem tego co wyrażały. Były zaniepokojone i uważne, jakby coś miało się wydarzyć. Jakby czekały na chwilę która zaraz nastąpi... Tajemnicze
Na późny obiad było mięso i ziemniaki. Wolałam nie wiedzieć z czego było to mięso. Na dodatek było w połowie surowe... Ktoś się poskarżył na to i w nagrodę nie dostał nic do jedzenia.
Nie był to pokarm bogów, ale mimo to dało się zjeść. Szkoda że było tak mało i smakowało jak papier.
- Ciekawe co teraz wymyślą... - jęknęła zniesmaczona Nadia
- W jakim sensie?
- No raczej nam nie odpuszczą całego dnia nic nie robienia...
- Pewnie tak...
Po zjedzonym posiłku mieliśmy zaczekać na Pana Szefa, miał nam podać plan zajęć na wieczór, prosto od pana Phelesa. Po prostu nie mogłam się doczekać, coraz bardziej miałam ochotę wrócić do domu, do mojej kochanej mamusi która ma mnie gdzieś. Chociaż ona umie gotować.
- Baczność! - Rozbrzmiał głos Szefa, na który wszyscy stanęli w pionie w bezruchu - Słuchajcie! Każdy młody Spartanin musiał być wytrenowany i zahartowany! Dzisiejszego wieczoru odbędziecie Bieg Bólu - Jaka straszna nazwa, Panie Szefie niech nas pan nie straszy! Nie wychodzi mi sarkazm... - Czyli bieg z przeszkodami, znajdujący się na północnej stornie lasu - Jakby jeszcze jego położenie miało jakiekolwiek znaczenie - Przebrać się i za dziesięć minut widzę wszystkich na głównym palcu! Rozejść się! - Na rozkaz wszyscy udali się do swoich namiotów.
- Właściwie po co mamy się przebierać? - zapytałam
- Skąd ja mam wiedzieć? Pewnie będziemy biegać i żeby nam ubrania nie śmierdziały, czy coś... Albo będzie błoto - Mówiąc to sprawdziła  butem miękką ziemię. No tak... Bieg z przeszkodami, jakby nie mógł urządzić zwykłego maratonu.
- Zajmuję przebieralnię! - krzyknęła Nadia zbierając pierwsze lepsze ubrania z walizki.
- To ja drugą! - Odpowiedział Bon. Zostałam sama z Maxem, niestety, były tylko dwie przebieralnie, a jakoś nie uśmiechało mi się przebierać przy nim. Sięgnęłam po szczotkę i przeczesałam moje włosy, które w blasku zachodzącego słońca miały odcień żywego rudego.
- Śliczne masz włosy - powiedział cicho do mnie. Od razu się zaczerwieniłam i totalnie nie wiedziałam co powiedzieć. Nie dając mi chwili na odpowiedź wstał, podszedł i usiadł obok mnie. Odgarnął włosy znad mojej opaski na oko i delikatnie ją podwinął. Nie sprzeciwiałam się, bo co? Miałam odrzucić jego rękę? Jeszcze patrzył na mnie tak słodko...
W jednej chwili, opaska znalazła się na moich kolanach. Czekałam na jego reakcję. Spodziewałam się, że będzie zdziwiony, albo zasmucony. Ale nic z tych rzeczy. Był zaniepokojony; wcześniej gdzieś już widziałam podobne spojrzenie. U Samanty... Zaraz, jak ona nas zobaczy teraz to nie będzie fajnie! Chociaż... To on do mnie podszedł...
-  Więc się zaczyna... - Powiedział smętnie i ledwo słyszalnie, jednak wolałam udawać że nie słyszałam. Co się zaczyna?
- Zbiórka! - Nie dowiem się, bo po co?! Poza tym, co tak szybko? Jeszcze się nie przebrałam!
- Nadia, szybciej! - pośpieszałam ją, ale nic to nie dało. W tym czasie Max prawie się przebrał. Chyba, bo widziałam tylko jak zakładał koszulkę. Ostatecznie Bon z Maxem wybiegli na zbiórkę, a zaraz za nimi Nadia. Chciałam krzyknąć żeby zaczekała ale spóźniłam się. Przebrałam się jak najszybciej i dogoniłam swoją grupę.
Na miejscu tor przeszkód nie wydawał się trudny. Na początku równoważnia, potem daleki skok, skok z liną, przejście przez oponę i wdrapanie się na dość wysoki drewniany murek i tak w kółko.
- Słuchajcie! Będziecie tak biegali przez dwie godziny do punkt dwudziestej. Jeśli nie dacie rady, macie wdrapać się na to drzewo - Tu oparł się o pień owego drzewa - i zawiśniecie na nim przez dwadzieścia minut. Jeśli i tu nie dacie rady, przez czas jaki straciliście będziecie pomagać w kuchni, albo sprzątać wspólną łazienkę! - W sumie jak stracę pół godziny na bieganiu i odbębnię to wiszenie to pół godziny będę pomagać przy sprzątaniu. Albo godzinę sobie odpuszczę. W końcu pomaganie w kuchni nie jest takie straszne... - Jednakże! Każde pół godziny stracone na biegu jest równe półtora godziny przy sprzątaniu! - Dobra, jednak mi się nie opłaca... Stracona godzina na torze, to trzy godziny sprzątania... Czyli muszę przebiec całość... Super.
I zaczęliśmy tak biegać... Aktualnie robię coś około piętnastego kółka, paru już dało sobie spokój w tym Samanta, cała w błocie. Nie dziwię się, jak tyle osób biega po błocie to wszędzie chlapie. Przy około piątym okrążeniu nasze ubrania zmieniły kolor na brązowy.
Myślałam że będzie trudniej, byle utrzymać rozpęd i nie zatrzymywać się... W sumie to dobrze że tak nas trenują. Przynajmniej schudnę.
Przy pięćdziesiątym drugim straciłam rachubę. Ale jestem cholernie zmęczona. Minęła dopiero niecała godzina. Nadia też już powoli nie wytrzymywała, nie dziwię się, miała trochę słabszą kondycję ode mnie. Ale ma dużo większego ducha walki ode mnie i tego jej teraz zazdroszczę.
Minęła godzina, na torze została nieliczna ilość osób. Bon już odpadł. Nadia coraz bardziej zwalniała i ledwo łapała powietrze.
- Może dasz sobie spokój? - zapytałam, bo się zwyczajnie martwiłam że padnie z przemęczenia
- Coś ty... Teraz... Na pewno... Nie... Odpuszczę! - Zdeterminowana jest. Pewnie ma tyle energii dlatego, że Bon ją obserwuje. Ładnie by razem wyglądali jako para.
Wpadłam na genialny pomysł. Zbiegłam z toru do Pana Szefa.
- Co się stało? Nie dajesz rady? - zapytał z chytrym uśmieszkiem na ustach.
- Nie o to chodzi... Muszę na stronę... - Oby dał się nabrać, oby dał się nabrać, oby dał się nabrać!
- Musisz? - zapytał zrezygnowany - Biegnij, tylko szybko! - Uśmiechnięta udałam się w stronę lasu, do łazienki miałam za daleko, poza tym, wcale mi się nie chciało. Po prostu musiałam odpocząć.
Usiadłam przy jakimś drzewie, cały czas miałam wrażenie że nie jestem tu sama. Ktoś mnie śledził. Nagle poczułam ostry ból z tyłu głowy. Wszystko przed oczami się rozmazało... Nastała ciemność.

~Podobało się? Komentuj!~

Jej udało się! :D Przepraszam za jakiekolwiek błędy. Stylistyczne, fleksyjne, ortograficzne, interpunkcyjne i jakie tam jeszcze się pojawią xD W każdym razie miłego czytania i do następnego! Dzia!

4 grudnia 2014

Rozdział #3 Tajemnice

W poprzednim rozdziale...

Każdy kto nie wykona zadania, zostanie zdyskwalifikowany z zawodów, co jest równoznaczne z poniesieniem kary... - zaczął tłumaczyć co to za kara, ale coś przyćmiło mi słuch i za nic nie mogłam usłyszeć co mówi... Ale chyba podziałało bo zaraz wszyscy zebrali się do biegu, więc ja i Nadia razem z nimi. Na szczęście obie byłyśmy dość wysportowane co ułatwiało nam zadanie. W ogóle w naszej grupie byli sami faceci!

     Miałam wrażenie że stoję w miejscu zamiast biec. Jakbym zatrzymała się w czasie...
     - Ada! Patrz, jakie ładne! - Wskazała palcem otwór w górze przypominający drzwi. Od razu sobie przypomniałam że to samo wejście widziałam w śnie.
     - Czekaj! - zawołałam i zatrzymałam się nieopodal wejścia. Powoli zaczęłam podchodzić...
     - Choć musimy biec! Nie chcę dostać kary przez to, że jesteś ciekawa jakiejś dziury w skale!
     - Chwila tak? Widziałam te same wejście w śnie... Musi coś tam być!
     - Tak, proroczny sen, a na końcu korytarza żaba która po pocałunku zamieni się w księcia. Choć nie mamy czasu!
     - Jak nie chcesz iść ze mną to biegnij dalej! Ja muszę to sprawdzić! Bez powodu raczej mi się to nie śniło...
     - Słuchaj, dwie minuty masz. Jak nie wrócisz to biegnę sama.
     - Spoko - Pewnie miała nadzieję że jeśli zostawi mnie samą to odpuszczę. Nie.
Ale jak spojrzałam wgłąb korytarza, zobaczyłam tylko ciemność. Musiałam znaleźć jakiekolwiek źródło światła. Jak na zawołanie obok wejścia leżała, jakby przygotowana już, lampa naftowa i zapałki. Bez zastanowienia zapaliłam ją i weszłam do korytarza. Ściany były popękane i podtrzymywane drewnem, które wyglądało jakby miało się zaraz zawalić. Wszędzie była pleśń i masa mchu. Powietrze było o dziwo lekkie, jak w górach, czy lesie. Aż przyjemnie się oddychało, tylko ten smród pleśni i nie wiadomo czego jeszcze. Jak się odwróciłam było tylko małe białe światełko, ukazujące wejście i postać stojącą naprzeciwko.
     Nawet nie wiem dlaczego, ale przyśpieszyłam kroku, dużo od biegu się to nie różniło, tyle że byłam ostrożna by się nie poślizgnąć. Światełko za moimi plecami, oddalało się bardzo szybko. W końcu zauważyłam w oddali przejaśnienie, co mogło oznaczać koniec korytarza. Przyspieszyłam kroku, ciekawość nie dawała spokoju. Sen, wejście, Pheles... Wszystko zdawało się być ze sobą powiązane, tylko jeszcze nie wiem jak.
     Skręciłam w lewo i ujrzałam jakby taką kotlinkę z małą i płytką studzienką i dużo roślin. Całe to miejsce było magiczne, wręcz bajeczne! Zachwycona usiadłam na skałce i przyglądałam się wszystkiemu; roślinom dającym światło, kolorowej studzience... Coś pięknego.
     Chciałam krzyknąć do Nadii żeby zeszła do mnie, ale coś mnie powstrzymało. Nie wiem czemu ale zrezygnowałam.
     - Yo! - zawołał jakiś głos zza kotliny, który nie mało mnie przestraszył.
     - Pan Pheles? - wiedziałam, ten głos był za niski na normalnego człowieka. Tylko jedno pytanie nasuwało mi się na myśl: Dla czego on mnie w kółko nawiedza?
     - Adrianno - Zaczął jak zwykle z tym pustym uśmieszkiem na twarzy - Masz przeprosiny z mojej strony. Za często się widujemy, a ja zdaję sobie sprawę że nie do końca za mną przepadasz - Nie wiedziałam co powiedzieć, nie chciałam zaprzeczać... - Ale dobrze przejdźmy do rzeczy - W ogóle, dlaczego ja rozmawiam na porządku dziennym z dyrektorem? I pewnie tylko ja? - Rozmawialiśmy ostatnio, ale mieliśmy za mało czasu [...] Teraz nam się nigdzie nie śpieszy.
     - Na mnie czeka przyjaciółka na górze więc trochę mi się spieszy - burknęłam ponuro
     - Spokojnie, jestem pewien że nie spostrzeżesz długości czasu jaki tu spędzimy. Zapewniam iż, wrócisz przed tymi dwoma minutami. Ale jeden warunek! Nie możesz jej powiedzieć, kogo tu spotkałaś, ani o czym rozmawialiśmy. Zgoda?
     - Zgoda... - Czemu się zgodziłam? Mogłam wyjść i udawać że rzeczywiście nic nie widziałam... Po co ja tam zostałam?!
     - Wiesz kim był twój ojciec? - zaczął jak zwykle bezpośrednio. Robiło się to powoli denerwujące...
     - Pijakiem - odpowiedziałam bez wahania, jednak z jakąś niechęcią i dyskomfortem
     - Nie bądź dla niego taka surowa... A wiesz dlaczego zaczął pić?
     - W sumie to chyba nie... Matka coś gadała że to nałóg - Jakim prawem on wypytuje się o moją rodzinę?
     - Otóż nie. Twój ojciec, co powinnaś wiedzieć, był ateistą. Ale to nie oznaczało że nie wierzył w nic. Od dzieciństwa interesował się satanizmem. W wieku 30 lat ożenił się z pełną chrześcijanką, która go akceptowała. Po roku małżeństwa, kobieta zaszła w ciążę, jednak nie wiedziała że jej mąż jest nekromantem i potajemnie eksperymentował na niej podczas gdy ona była brzemienna; co tylko skutkowało przedłużeniem ciąży...
     - Po co pan mi to mówi? Mój ojciec mnie nie obchodzi, jak i to kim był!
     - Mogę dokończyć? To nie jest zwykła opowieść o rozpadłej rodzince - Denerwował mnie, ale dobrze, będę miała wymówkę dla Nadii, dlaczego mnie tak długo nie było - Ciąża twojej matki przedłużyła się do dwóch lat.
     - Że co?! - Ja czegoś chyba nie rozumiem... Jakim cudem ciąża mogła trwać dwa lata?
     - Jak na razie jest to najmniej istotna rzecz - Odpowiedział mi tak, jakby dwuletnia ciąża była zjawiskiem na porządku dziennym... Coraz bardziej miałam ochotę wyjść stamtąd, ale moja ciekawość również rosła - Twój ojciec nie zaczął pić, bo mu się tak podobało. Alkohol miał być tylko pomocą do mniej więcej utraty świadomego myślenia. W księdze pod tytułem "Nine Gates" tłumaczono, iż wejście w kontakt z bisem wymaga takich i takich czynności, dla nas one są nie ważne. Ale w każdym razie "Nine Gates" dzieliło się na trzy tomy...
     - Co to za książka? - wtrąciłam znudzona.
     - "Nine Gates" [...] Mówi się że trylogia, została zapisana przez samego diabła. Ale nie był on zwykły... A spisał tę księgę sam Szatan
     - Wierzy pan w te bzdury?
     - Po części. Ale nie sądzisz że władca piekła sam zapisał trzy, całkiem grube księgi? Ja bym powiedział że jest tak leniwy, że wyręczył się kimś.
     - Skąd te podejrzenia? - mówił takim tonem jakby znał osobiście Szatana.
     - O, na mnie już pora... Widzimy się... W śnie! - On znowu chce mnie nawiedzać podczas snu? Dlaczego zaleciało mi pedofilią?
      - Chwila! Może pan dokończy?! Panie Pheles!
      - Och, zapomniałem. Mów mi Mephisto! - Po czym zniknął za ścianom. Zostawił mnie samą w ciemnej, zimnej, wilgotnej jaskini.
     - Ada! Czas Ci się kończy! - zawołał głos z powierzchni. Dobra... Nic tu po mnie.
Podczas dalszego biegu cały czas rozmyślałam wszystko o panie Phelesie... Zaczęłam kojarzyć fakty, coraz bardziej wszystko wydawało się składać w jedną całość
     - Ada? Dobrze się czujesz?
     - Co?
     - Biegniesz coraz wolniej i cały czas patrzysz donikąd
     - Zamyśliłam się, musimy poważnie pogadać
     - Teraz? Zwariowałaś?!
     - Nie... Przy śniadaniu albo wieczorem - Potem nastała cisza... Znaczy taka nie do końca, bo co chwilę słychać było nasz ciężki oddech, ale na szczęście już dotarłyśmy, i o dziwo nie byłyśmy ostatnie. Nasz 'opiekun' chyba nie był z nas zadowolony... Byliśmy pierwsi, ale chyba nie w komplecie...
     - A gdzie jest Samanta? - Jezusie Chrystusie, czemu do cholery jasnej, to coś też musiało jechać?!
     - Idzie! - zawołał któryś z chłopaków
     - Niech ktoś pomoże! Jeny, ja nie biegam! O nie! A już na pewno nie na koturnach! - Ten jej wysoki głoś mnie wkurzał niesamowicie. Zachowywała się jak taka typowa Divka. I zawsze było Samanta to, Samanta tamto... Może i była ładna ale w głowie to ona nic nie ma.
     - Sami w porządku? - Ach przepraszam, w głowie ma tylko Maxa i nic więcej. Co on w niej widzi?! Jest strasznie wysoka (o ile nie wyższa od niego) ma celulit, ogółem jest przy kości, ma niebieskie duże oczy, opalona i czysta blondynka! Jeszcze sobie wytatuowała imię swojego chłopaka na ramieniu, mądra. Jeszcze mówią do niej "Sami"! Ja bym do niej 'karaluchu' nie powiedziała! To że jej rodzice są dziani nie oznacza to, że może wszystko! Niesamowicie mnie denerwuje i irytuje! Nienawidzę jej!
     - Skarbie, ponieś mnie! - Biedny Max, ciekawe jak sobie z tym poradzi, taki ciężar! Ale on jest silny... Da radę...
     - Dobrze skoro drużyna jest w komplecie, możecie iść jeść! - Jaka ulga! W sumie nie odczuwałam głodu, ale cieszyłam się że mogę chwilę odsapnąć i pomyśleć...
Mephisto...
Pheles...
Mephisto...
Pheles...
     - Mephisto... Pheles... - mruknęłam cicho pod nosem, podświadomie
     - Co tak intensywnie myślisz o Dyrektorze?
     - Co?!
     - No mruczysz cały czas "Pheles, Pheles, Pheles" - Faktycznie mruczałam, ale...
     - Mówiłam o Panie Mephisto
     - O kim?
     - O Panie Mephisto! - powtórzyłam głośniej
     - Nie rozumiem...?
     - M e p h i s t o - Przeliterowałam głośno i wyraźnie
     - Powiesz czy nie?! - odpowiedziała zdenerwowana
     - Przecież ci mówię "Mephisto"!
     - Dobra, nie chcesz to nie mów... - Przecież mówię głośno i wyraźnie, o co jej chodzi?!
     - Słuchaj mnie teraz uważnie dobra?
     - Dobrze - zgodziła się niechętnie, już przez chwilę myślałam że się obraziła
     - Mówię o "M e p h i s t o" Wiesz kim on jest?
     - To może powiesz mi o kogo ci chodzi?!
     - Nie słyszysz?
      - Usłyszałabym jakbyś mi powiedziała... - warknęła zdenerwowana.
     - Dobrze, już nie ważne - Ona nie słyszy o kim mówiłam... Nie słyszała jak mówię "Mephisto"... Co tu jest zgrane!? Czy tylko ja to słyszę?! [...] Właśnie... Tylko ja to słyszę! Co tu się wyrabia?!

~Podobało się? Komentuj!~

     Tak... Trochę długie wyszło, ale to wynagrodzenie że tak długo nie było żadnego posta... Końcówka może być słaba, bo piszę z załamaniem nerwowym xd Więc... Nie wyszła najlepiej :D Ale ogółem mam mniej czasu na jakiekolwiek pisanie, bo szkoła mnie niszczy od środka i tak wychodzi... 
No to do następnego kociaki! Dzia~!

14 listopada 2014

Rozdział #2 Sny Na Jawie

W poprzednim rozdziale...

Położyłam się, nawet nie biorąc prysznica, ani nie zmieniając ubrań. Zrobiłam się strasznie senna. Nana też zaczęła ziewać i zmęczona położyła się na łóżku naprzeciwko mnie. Obie momentalnie odpłynęłyśmy.

     Obudziłam się, ale we śnie. Co było niespotykane, zawsze po prostu 'oglądałam' sny... Tym razem mogłam się poruszać, myśleć, słyszeć i widzieć. Ciągle zastanawiałam się czy to jest sen, czy rzeczywistość. 
     Znalazłam się w jakiejś białej sali, gdzie na środku stał biały stół z dwoma białymi krzesłami. Na ścianie było jedno przyciemnione okno i tyle. Nic więcej. Zdawało mi się że mogę słyszeć krążenie krwi w moich żyłach, czy bicie serca. Nie wiedziałam co mam robić, każdy mój krok był niesamowicie głośny
     - Haloo... - szepnęłam, a dźwięk wrócił do mnie tak jakbym krzyczała. Taki jeden mały szept mnie ogłuszył. Wolałam się już nie ruszać, moje spodnie delikatnie szeleszczały co również było nie do zniesienia. Każdy nawet najmniejszy dźwięk, wracał do mnie z kilku krotnym powiększeniem. Dało usłyszeć się też czyjeś kroki, jakby zza ścian pomieszczenia. Były coraz głośniejsze.
     - Yo! - zawołał głos. Nagle przez ścianę przeniknął jakiś mężczyzna. Zaraz, to nie był 'jakiś' mężczyzna! Te oczy, te włosy, ten smoking...
     - Pan Pheles? - zapytałam normalnym tonem przez co oberwałam mocno po uszach.
     - Witaj Adrianno - powiedział tym swoim bezuczuciowym głosem - Jak się czujesz? Proszę siadaj sobie - po czym usiadł. Gdy jednak chciałam zrobić krok w przód oczywiście dźwięk mnie ogłuszył, teraz już totalnie nie wiedziałam co się dzieje... Jak dyrektor się ruszał to nic, więc jak?
     Niechętnie jednak wolałam zostać na swoim miejscu, o dziwo jak dyro mówił to nie było głośno... Wszystko było coraz bardziej dziwne
     - Co tu się dzieje? Co pan tu robi? - szeptałam zatykając uszy.
     - Bo widzisz, jest coś o czym musisz wiedzieć... Od dłuższego czasu coś się dzieje z tobą. Na pewno zauważyłaś że jesteś inna od wszystkich...
     - Chce pan mnie obrazić? - zapytałam bo coś czułam że chce obrazić moje rude włosy
     - Skądże! Skąd te podejrzenia? Ja chcę ci tylko coś uświadomić. Ein, Zwei, Drei! - Powiedział, nie wiem dlaczego po niemiecku... Ale nie brzmiało to jak zwykłe odliczanie do trzech. Poza tym, wyszeptał to, z pewnością siebie, było to słychać i to wyraźnie. Nagle moje uczy przeszyły mocne ultradźwięki. Co on ze mną zrobił?! Czułam jakbym się unosiła, latała, była lekka jak piórko... Po czym bezwładnie upadłam na ziemię, w sumie to na białe kafelki co... Było jeszcze bardziej bolesne.
     - Ała... - jęknęłam... - Co się stało? Dźwięki wróciły do normalnej głośności?!
     - Lepiej?
     - Lepiej... - odpowiedziałam po czym wstałam - Więc, co miał mi pan do przekazania? - zapytałam chcąc jak najszybciej obudzić się z tego snu.
     - Dobrze przejdźmy do rzeczy, usiądź - pokornie wykonałam polecenie - Więc tak. Jakby to delikatnie ująć... Jesteś córką, pewnego mężczyzny który nie żyje w tym świecie. Oczywiście nie jest on pierwszym lepszym z brzegu mężczyzną... Jest kimś wielkim, potężnym
     - Mój ojciec? Chyba sobie pan żarty robi! To że nie żyje to prawda, ale zginął bo był alkoholikiem i narkomanem! - wrzasnęłam zła
     - Nie chodzi mi o niego, on faktycznie był nikim. Ale on nie jest twoim prawdziwym ojcem
     - Co?! O czym pan mówi?! Jak to "nie jest moim prawdziwy ojcem"?!
     - Nie krzycz, bo zdejmę z ciebie barierę i znów będziesz się musiała męczyć - Czyli to jego sprawka... Mam porąbane sny, obudźcie mnie! - Nigdy nie zastanawiałaś się dlaczego twoja matka zginęła zaraz po twoim porodzie? - Faktycznie, nigdy nad tym poważnie nie myślałam... Wmawiałam sobie że ojciec faszerował ją narkotykami, przez co nie wytrzymała podczas porodu... - Dobrze, nie będę cię więcej męczyć, zbliża się szósta, zaraz macie pobudkę... Widzimy się jak już wstaniesz
     - Co?! Nie! Kim był mój ojciec?! Skąd pan to wszystko wie?! Proszę zaczekać! - wołałam do oddalającej się ode mnie męskiej sylwetki, chciałam uzyskać odpowiedzi na moje pytania i pobiec ale coś blokowało moje ruchy. W tej chwili wszystko zaczęło znikać. Cała biel uciekła mi sprzed oczu, a zastąpiła je ciemna zieleń. Obudziłam się?
Podniosłam się do siadu i rozejrzałam się dookoła. Tak byłam w namiocie z Nadią, jeszcze spała. Miałam wrażenie że wszystkie moje dotychczasowe myśli zostały rozwiane... Miałam tylko obraz jakiegoś kamiennego wejścia w górze... Jakby wejście do jaskini, czy kopalni z ładnym łukiem... Tyle.

Wejście do kopalni?

     - Ada~
     - Com? - zapytałam żywa i pełna energii
     - Ada?! - zapytała przerażonym głosem
     - Co się stało?
     - Co się stało z [...] Twoim okiem? - po jej przerażeniu wnioskowałam że coś się faktycznie musiało stać. Szybko wstałam i pognałam do torby w poszukiwaniu lusterka. Po chwili udało mi się wygrzebać małe okrągłe zielone lusterko i zaczęłam się panicznie sobie przyglądać. Że co?! Miałam... Jedno oko ciemno-niebieskie... A drugie [...] zielone?!
     - Nana, co mi się stało?! - miałam ochotę płakać. Nie dość, że los pokarał mnie rudymi włosami to jeszcze różnokolorowe oczy?! Jezu, ty mnie nienawidzisz?!
     - Chodź szybko do pielęgniarki! - zawołała
     - Jest tu w ogóle coś takiego?!
     - Widziałam biały namiot z czerwonym plusem, więc pewnie tam!
Na miejscu pokazałyśmy pielęgniarce moje zielone lewe oko, na co ta zamiast być lekko chociaż przestraszona, była zdenerwowana. Jednak mimo to założyła mi przepaskę na oko i powiedziała że jak dowie się czegoś więcej albo kupi soczewkę, zdejmą mi opatrunek. Zbliża się szósta, zaraz będą dzwonić na pobudkę...
     - No trudno, życie mnie nienawidzi... chodź zajmiemy sobie miejsca na stołówce - powiedziałam niechętnie. Nawet nie wiedziałam gdzie jest stołówka, ale powinna gdzieś być, w końcu musimy coś jeść. Nie będą nas zagładzać... Chyba
     - Pobudka! - rozbrzmiał głos wzmacniany przez głośniki - Za dwie minuty widzę wszystkich na placu, kto się spóźni, nie dostanie śniadania! - Czyli jednak chcą nas zagłodzić.
Po chwili zdecydowana większość zjawiła się w ostatniej chwili.
     - Każdy który ma choćby sekundę spóźnienia, jest zwolniony z zajęć do czasu śniadania którego nie dostanie! - W sumie kto to mówił? Były tylko poukładane głośniki, przed namiotem dla nauczycieli - A teraz Biegniemy! Dziesięć kółek dookoła obozu! Jazda, jazda, jazda! - Dziesięć kółek?! Pan jest poważny?! Widzi pan jakie to obozowisko jest wielkie?! Oczywiście pojawiły się słowa sprzeciwu i masa narzekań - Każdy kto nie wykona zadania, zostanie zdyskwalifikowany z zawodów, co jest równoznaczne z poniesieniem kary... - zaczął tłumaczyć co to za kara, ale coś przyćmiło mi słuch i za nic nie mogłam usłyszeć co mówi... Ale chyba podziałało bo zaraz wszyscy zebrali się do biegu, więc ja i Nadia razem z nimi. Na szczęście obie byłyśmy dość wysportowane co ułatwiało nam zadanie. W ogóle w naszej grupie byli sami faceci!
~Podobało się? Komentuj!~

     Skończyłam xD Trochę długi wyszedł ale to rekompensata za to że dawno mnie tu nie było... Jeszcze takie info odnośnie mojego stylu pisania. Więc posługuję się slangiem aktualnym, w końcu bohaterowie to młodzież :P
     W rozdziale trzecim powinnam wyjaśnić już kolorowe oczy, tajemniczy obóz i wejście do jaskini... Zapowiada się długi rozdział... Znów! Ale trzymajcie się! Do następnego! ;* Dzia~!

5 listopada 2014

Rozdział #1 Tajemniczy Dyrektor

W poprzednim rozdziale...

I w tym momencie wszystko znika. Nie ma nic, tylko ja... 
I się budzę, nawet już nie czuję strachu... Przyzwyczaiłam się... Ale Pamiętam każde słowo z każdej przeczytanej kartki, one zostają w mojej głowie, nie umiem ich zapomnieć...


     Czasami komuś udaje się zauważyć, najczęściej mojej mamie, że gwałtownie się budzę... Myślałam że w końcu się mną zainteresuje i może wykaże jakąś inicjatywę w związku z moim zachowaniem ale... Nic.
     Nie za bardzo chciało mi się rozmyślać nad moimi snami, o dziwo zaciekawił mnie widok za oknem. Mijaliśmy jakieś łąki, nie były one najpiękniejsze. Trawę i kwiaty pokrywał lód, wszystko było takie zimne, mogło by się wydawać nawet opuszczone.                Jednak w małej drewnianej chatce na końcu pola, świeciło się w oknie światło, gdzie można było zobaczyć dwójkę małych chłopców wesoło brykających po kanapie albo łóżku.      Na sam ten widok, widok tego jak się świetnie razem bawią, zrobiło mi się ciepło, ale jednocześnie ogarnął mnie smutek. Zawsze chciałam mieć jakieś rodzeństwo - normalną osobę z którą mogłabym się bawić, rozmawiać o problemach, śmiać się i wygłupiać. Miałam Nadię, ale ona też wiecznie nie mogła być przy mnie. Miała też swoje życie, nie chciałam się tam mieszać...
     - O czym tak myślisz? - zapytała mnie.
     - A o wszystkim i niczym... - odpowiedziałam niechętnie
     - Znowu coś się stało? - Przez chwilę pomyślałam że... Ona może wiedzieć co ja myślę i jaki miałam sen.
     - Nie no co ty...
     - No, dobra. Wiesz że mi możesz wszystko powiedzieć nie?
     - Wiem, wiem...
     I nastała ta cisza. Jedyna rzecz jakiej się teraz obawiałam to to, że ktoś ją przerwie. A była taka przyjemna... Zaczęłam się przyglądać Nandi. Strasznie mi się podobała. Nie pod tym względem, po prostu była ładna. Miała piękne, długie czarne proste włosy i idealnie zielone oczka. Do tego nie była taka blada jak ja. Fajne było to że obie jesteśmy tak samo niskie.
     - Już prawie jesteśmy! - rozbrzmiał głos jednej z nauczycielek - Pakować swoje rzeczy i przygotowywać się do wyjścia! - Że co? Już? Co tak szybko? Mieliśmy jechać dobre kilka godzin!
     - Nadia, Co tak szybko?! Ile ja spałam?!
     - Jakby się zastanowić... No przespałaś większość trasy... - odpowiedziała mi z niepokojem. Wyciągnęłam telefon i sprawdziłam która godzina. Wybiła 16:00, spodziewałam się że dojedziemy jeszcze później... Wszystko działo się za szybko i coś mi nie pasowało...
     Wysiedliśmy z pociągu i ustawiliśmy się w grupce na peronie, który na dodatek wyglądał jakby od wieków nie było w nim żywej duszy.
     Nauczyciele kazali nam dobrać się w pary i zaczęli nas prowadzić jakąś ścieżką. Po bokach dróżki nie było nic innego, oprócz lasów. Lasów z nad wyraz wysokimi drzewami podobnymi do sosen i buków.
     - Co to ma być?!
     - Gdzie my jesteśmy?!
     - Chyba żartujecie sobie...
     - No chyba nie...!
     - Co to jest?! - rozbrzmiewały krzyki wręcz, rozwścieczonych uczniów. Wychyliłam się lekko by zobaczyć o co im chodzi. Moim oczom ukazało się ogromne pole namiotowe. Robiło wrażenie. I całe było ogrodzone płotem z drutami kolczastymi a wejście przypominało wjazd do jakiegoś opuszczonego, starego dworu. Rozgniewani uczniowie coraz bardziej zasypywali wychowawczynię pytaniami.
     - Spokój, spokój! Rozejść się! - Doniosły męski głos zaraz uciszył rozwydrzoną młodzież. Zza drzewa ujawnił się wysoki mężczyzna w kolorowym smokingu. Od razu go poznałam, nie dało się z niczym pomylić jego ciemno-niebieskich włosów ani żółto jaszczurkowatych oczu - Wiem, że wasi nauczyciele powiedzieli wam że będziecie w schronisku, ale... Musiałem was oszukać! - Uśmiechnął się zadziornie - Gdyby nie podstęp, wasi rodzice nigdy by się nie zgodzili tutaj was puszczać na cały miesiąc - Od tej chwili przestałam go lubić. Tak na poważnie. Po prostu czułam że to przeze mnie! I na dodatek jeszcze popatrzył na mnie! Ale nie tak normalnie... Tak... Tak...! Inaczej... - Ale nie bójcie się, panujemy nad wszystkim! - I znowu jego wzrok padł na mnie. Za każdym razem, gdy tak na mnie spoglądał... Nie wyrażał żadnych uczuć, po prostu się uśmiechał, nic poza tym, z jego oczu nie dało się wyczytać żadnych emocji, jakby otaczała go niewidzialna bariera. Poza tym, był zbyt bezpośredni. Wchodzi i wali wszystko prosto z mostu, nie owijając w bawełnę - Wraz z tutejszymi mieszkańcami, a również moimi starymi znajomymi, postaramy się byście się nauczyli dużo potrzebnych rzeczy, ale o planach później [...] Więc tak, musimy podzielić się na, powiedzmy trzy grupy. Zaraz pani was porozdziela - I odwrócił się do nas plecami, jak gdyby nigdy nic. Wszystko zdawało się być coraz bardziej dziwne. Tajemniczy nauczyciel który nikomu nie zdradził swojego nazwiska, oszukuje nauczycieli i bierze kontrolę nad całą wycieczką... Czy tylko dla mnie jest to podejrzane?
     - Dobrze... Mamy tu listę grup, możecie podejść i zobaczyć kto do jakiej należy? - zapytała niepewnie zwracając się do dyrektora. Ten tylko kiwnął głową i zaraz wokoło kartki zebrała się grupa uczniów. Jedni wydawali się być zadowoleni, po zobaczeniu jej zawartości, a drudzy wręcz przeciwnie - byli wściekli.
     - Adi choć zobaczymy w jakiej grupie jesteśmy! - zawołała mnie radośnie Nadia, ciągnąc mój rękaw do siebie. Z niepokojem szukałyśmy swoich nazwisk na liście
     - O patrz! Jesteś w trzeciej grupie!
     - Nana, ty też! - ulżyło mi że byłam w grupie z Nadią, przynajmniej będę miała z kim pogadać. Przeglądnęłam jeszcze raz listę by zobaczyć kto jest z nami - Nana... Patrz!!! - wskazałam palcem na ucznia o imieniu Max Anders.
     - Max jest z nami w grupie! - i zaczęłyśmy piszczeć jak przerażone. Max jest jednym z najfajniejszych chłopaków w klasie! Jest dobry chyba ze wszystkiego! No może matma mu słabiej idzie... I chemia... I fizyka... I biologia... I angielski... I historia... I polski... Ale jest dobry z W-Fu! I na dodatek taki wysoki... Ma czarne włosy... I błękitne, jak niebo po burzy oczy... Jest taki... Ideal...
     - Ada!
     - Co? Słucham? - Za bardzo się rozmarzyłam...
     - Pan Pheles wymyślił że łóżka w namiotach są podpisane i mamy znaleźć swoje... Głupota - Tak, musiałam przyznać rację, Dyrektor Pheles był dziwny... Jakby nie mógł po prostu powiedzieć, kto do jakiego namiotu ma iść... Ale nie mogłam nic zrobić... W końcu on tu rządził
     W końcu udało nam się znaleźć namiot z naszymi łóżkami a był on na samym końcu, jednocześnie najbliżej namiotu nauczycieli. Wnętrze prezentowało się, jak normalny namiot; kilka kanadyjek, jakaś stara metalowa półka, i otwarty regalik. Na dworze ściemniało się, ale było jeszcze widno. Trochę mnie zdziwiła ilość łóżek, było ich za dużo.      Jak na razie byłam tam sama z Naną i tylko my. A kanadyjek było sześć, o cztery za dużo! Rozpakowywałyśmy swoje rzeczy i umieściłyśmy najpotrzebniejsze rzeczy na półkach, regał zostawiłyśmy na naczynia. Wyciągnęłam telefon z nadzieją że matka będzie chciała się dowiedzieć, co tam u mnie słychać. Ale nie, nic.
     - Która godzina? - zapytała Nadia.
     - Jest... - spojrzałam na zegarek i nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Była za pięć dwudziesta druga - Że co?!
     - Coś nie tak?
     - Z-zobacz! - pokazałam telefon z zegarkiem - Jest za pięć! Kiedy? Jak?!
     - Ada zmęczona jesteś, weź się połóż, goli cię głowa? - zapytała jakby głosem pełnym troski przykładając dłoń do mojego czoła.
     - Ja mówię poważnie! Nie wydaje ci się to wszystko dziwne?!
     - Adrianno, proszę cię odpocznij sobie - posłała mi groźne spojrzenie i jednocześnie miły uśmiech. Od razu straciłam chęć do dalszej dyskusji. Położyłam się, nawet nie biorąc prysznica, ani nie zmieniając ubrań. Zrobiłam się strasznie senna. Nana też zaczęła ziewać i zmęczona położyła się na łóżku naprzeciwko mnie. Obie momentalnie odpłynęłyśmy.

~Podobało się? Komentuj!~

Tak, skończyłam rozdział 1 i wyszedł, nawet nawet :D Więcej o panie Phelesie dowiemy się w następnym rozdziale. Wyjaśnią się nieporozumienia i wszystko będzie jasne :) Także to tylko mały spojler :P Dzia~!